"Ukraińskie władze robią wszystko, by ewakuować ludzi z oblężonego Mariupola - miasta, o którym sami mieszkańcy mówią, że już go nie ma. Rosyjskie bombardowania dosłownie zmiotły Mariupol z powierzchni ziemi" - mówi w rozmowie z CNN Tania, która z mężem i 7-letnim dzieckiem zdołała uciec. Opowiada, jak wyglądało jej życie podczas ukrywania się w piwnicy domu i o tym, jak mąż pomagał kopać groby, by pochować w ogródkach synów sąsiadów. "Mariupol to cmentarzysko naszych krewnych, przyjaciół, sąsiadów, budynków, domów, naszych marzeń, celów, karier" - zaznacza.
Dmytro i Tania Shvets razem z 7-letnią córką oraz swoimi rodzicami spędzili 23 dni ukrywając się w piwnicy swojego domu w Mariupolu. Młodemu małżeństwu udało się uciec z oblężonego miasta. Obecnie przebywają w schronisku dla uchodźców w Dniepropetrowsku.
W rozmowie z CNN Tania mówi, że rosyjskie bombardowania dosłownie zmiotły Mariupol z powierzchni ziemi i tylko kwestią czasu jest, że podobny los spotka inne ukraińskie miasta.
"Tam już nie ma żadnego miasta. Nie ma już Mariupola. Nie ma już ani jednego budynku mieszkalnego" - mówi kobieta.
Opowiada, jak wyglądało jej życie w piwnicy: "Przez trzy tygodnie nie myliśmy się, załatwialiśmy się do wiaderka".
Rodzina opuszczała kryjówkę tylko, żeby poszukać jedzenia i wody albo żeby pochować ciała zabitych w ostrzale sąsiadów. "Chowaliśmy ludzi w ogrodach, sąsiedzi prosili nas, żebyśmy pomogli im wykopać groby dla ich synów" - mówi Dmytro.
"Mariupol to cmentarzysko naszych krewnych, przyjaciół, sąsiadów, budynków, naszych marzeń, celów, karier" - to słowa Tani.
Kobieta wspomina, że na początku inwazji żartowała z mężem, że kiedy zabraknie jedzenie, zaczną polować na gołębie.
"Tak się stało. W końcu jedliśmy także gołębie, żeby przeżyć" - relacjonuje. Teraz boi się o rodziców i teściów, którzy zostali w Mariupolu, o to, że umrą tam z głodu.
"Ojciec błagał mnie: proszę, uciekajcie, gdziekolwiek, ale uciekajcie" - dopowiada Dmytro. Dodaje, że to wtedy pierwszy raz w życiu widział łzy w oczach swojego ojca. "Powtarzał: proszę synu, uciekajcie, uciekaj i ratuj swoją rodzinę" - mówi.
Nie wie, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy swojego ojca, czy usłyszy jego głos. Tania rozmawiała dzień wcześniej telefonicznie ze swoją mamą. Ta szlochała i żegnała się z córką, bo nie wierzyła, że uda jej się przeżyć nadchodzącą noc.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział w nagranym przesłaniu, że Mariupol w wyniku rosyjskiej inwazji został zredukowany do popiołu, ale miasto przetrwa.
Według agencji Ukrinform liczba cywilnych ofiar w Mariupolu przekroczyła w poniedziałek 3 tysiące.
Sytuację w mieście określona się jako katastrofę humanitarną. Miasto, które przed wojną zamieszkiwało 450 tysięcy ludzi, opustoszało, ale wciąż przebywa w nim ponad 100 tysięcy mieszkańców.
Dziś ukraińskie władze skupiły się w szczególny sposób na ewakuacji mieszkańców oblężonego Mariupola. Wicepremier Iryna Wereszczuk zapowiedziała, że akcja zakończy się dopiero wtedy, gdy z miasta uda się wywieźć wszystkich.
Przygotowano trzy trasy wyjazdu do Zaporoża. Z tego miasta wysłano już w stronę Mariupola 21 autobusów. Mieszkańcom podano konkretne informacje, gdzie mają się zgłaszać i skąd konkretnie zabiorą ich autobusy.
"Rozumiemy, że miejsc dla wszystkich nie wystarczy. Dlatego prosimy, by przychodzić do autobusów w sposób zorganizowany, zgodnie z instrukcjami naszych przedstawicieli na miejscu. Na pewno nikogo nie zostawimy i będziemy kontynuować ewakuację codziennie w ten sam sposób, dopóki nie wywieziemy wszystkich" - zapewniała wicepremier.
Iryna Wereszczuk poinformowała też, że do Mariupola zmierzają ciężarówki z pomocą humanitarną. Dodatkowo do położonego nieopodal Berdiańska ma dojechać transport paliwa, by uchodźcy wyjeżdżający własnymi samochodami mogli je tam bezpłatnie tankować.