W poszukiwaniu sprawców wybuchu na gazociągu Nord Stream niemiecka policja przeszukała w zeszłym tygodniu mieszkanie w Frankfurcie nad Odrą, tuż przy polskiej granicy. Dziennikarskie śledztwo kilku redakcji: szwedzkiego „Expressen”, niemieckich „Süddeutsche Zeitung” oraz WDR/NDR ujawnia, że funkcjonariusze pobrali próbkę DNA od mieszkającego w nim dziecka, którego ojcem jest ukraiński żołnierz, mogący mieć związek z wrześniowym wyciekiem gazu na Morzu Bałtyckim.
Niemieccy śledczy, szukając sprawców wybuchu na Nord Stream, badają wątek 26-letniego ukraińskiego żołnierza, który miał być członkiem załogi na jachcie "Andromeda". Ich dochodzenie łączy łódź z miejscem wycieku gazu na Bałtyku po wrześniowej eksplozji. Na jej pokładzie znalezione zostały ślady materiałów wybuchowych.
W zeszłym tygodniu niemiecka policja przeszukała mieszkanie w Frankfurcie nad Odrą - mieście, leżącym tuż przy granicy z Polską. W lokalu tym mieszka kobieta, która jest lub była partnerką ukraińskiego żołnierza. Jak pisze niemieckie i szwedzkie media, podczas tej akcji służby zabezpieczyły jej telefon i pobrały próbkę DNA od jej dziecka.
Kobieta została przesłuchana, nadano jej też status świadka. Ojcem syna kobiety jest podejrzewany Ukrainiec, którego DNA znaleziono na pokładzie "Andromedy". Mężczyzna miał - według ustaleń niemieckich śledczych - wynająć jacht w niemieckim porcie pod Rostokiem, posługując się przy tym fałszywym rumuńskim paszportem.
Czarter miał zostać opłacony przez spółkę-słup Feeria Lwowa z siedzibą w Warszawie, której udziałowcami są obywatele Ukrainy.
Niemiecka prokuratura federalna nie komentuje rewelacji dziennikarzy, potwierdza natomiast przeszukanie 25 maja mieszkania w Frankfurcie nad Odrą.
"Rzeczpospolita" podała tymczasem kilka dni temu, że polskie śledztwo nie potwierdza rewelacji z Niemiec o udziale załogi jachtu "Andromeda" i firmy należącej do Ukraińców w sabotażu gazociągu Nord Stream.
Osoba znająca polskie śledztwo powiedziała "Rz", że "oba wątki były sprawdzane i zdecydowanie nie są wiodące". Gazeta podała, że jej informator "wskazuje, że osoby na jachcie zupełnie nie wyglądały na profesjonalistów, którzy mogliby wykonać takie zadanie. Balowali, głośno się zachowywali". "Żaden profesjonalista tak ostentacyjnie nie zwracałby na siebie uwagi" - cytował dziennik swojego rozmówcę.
Jak dowiedziała się "Rz", "polska prokuratura i ABW ustaliły, że w rejonie wybuchu pływało kilkanaście jednostek rosyjskich przystosowanych do operacji podwodnych. Niektóre wyłączały transpondery, czyli urządzenia, które nadają sygnał i lokalizują statek na wodzie".
Do eksplozji w miejscu przebiegu dwóch nitek gazociągu Nord Stream na Morzu Bałtyckim doszło 26 września 2022 roku. Eksplozje były tak silne, że zarejestrowały je sejsmografy. W sumie na gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 odkryto cztery wycieki.
Obszar, gdzie eksplozje uszkodziły dwa gazociągi w szwedzkiej strefie ekonomicznej, ma zaledwie kilka kilometrów szerokości. Przebiegają przez niego cztery instalacje:
- Nord Stream 1, którym płynie gaz z Rosji do Niemiec,
- Nord Stream 2, tymczasowo wyłączony z użytku,
- biegnący równolegle do nich C-Lion 1, czyli podmorski kabel komunikacyjny między Finlandią a Niemcami oraz krzyżujący się z nimi prostopadle podmorski kabel wysokiego napięcia SwePol Link, łączący Szwecję z Polską.
Zarówno Stany Zjednoczone, jak i NATO nazwały eksplozje gazociągu Nord Stream "aktem sabotażu".
Prezydent Rosji Władimir Putin zaprzeczył, że jego kraj ma z tym coś wspólnego. Stwierdził, że głównymi beneficjentami sabotażu gazociągu są Polska, Ukraina i Stany Zjednoczone.
Budowa gazociągu Nord Stream 1 zaczęła się w 2010 roku. Został oddany do użytku w latach 2011-2012. Budowa Nord Stream 2 zakończyła się jesienią 2021 roku, ale gazociąg nie wszedł do użycia z powodów politycznych.
22 lutego, 2 dni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę, kanclerz Niemiec Olaf Scholz zawiesił certyfikację Nord Stream 2.