Sytuacja Ukrainy pogarsza się z dnia na dzień. Wojska Kijowa w napięciu czekają na napływ pomocy z Zachodu, a Rosjanie robią, to co potrafią najlepiej - atakują masą. W obliczu ukraińskich braków w amunicji artyleryjskiej, te ataki przynoszą efekt. Pojawiły się informacje o istotnym wyłomie w ukraińskiej obronie i o tym, że kontrolowane przez Kijów południe i zachód obwodu donieckiego są zagrożone.
O tym, że sytuacja obrońców jest zła, informuje od kilku dni głównodowodzący ukraińskiej armii. W niedzielę generał Oleksandr Syrski napisał wprost: sytuacja na froncie uległa pogorszeniu.
"Wróg skoncentrował główne wysiłki w kilku kierunkach, tworząc znaczną przewagę sił i środków. Aktywnie atakuje na całej linii frontu, odnosząc w niektórych kierunkach sukcesy taktyczne" - przekazał Syrski w mediach społecznościowych.
Niezależny rosyjski serwis Meduza informuje, że przez dwa miesiące walk Siłom Zbrojnym Ukrainy nie udało się ustabilizować obrony w rejonie Awdijiwki. W ciągu kilku dni wojska rosyjskie przedostały się siedem kilometrów w głąb kontrolowanego przez Kijów obszaru - "prawie nie napotykając oporu". Rosjanie zajęli miejscowość Oczeretyne, mającą stanowić ważny punkt w ukraińskim systemie fortyfikacji.
Obrona Kijowa została rozcięta na dwie części i chwieje się. "Kryzys" - to słowo pada często w kontekście ukraińskich sił walczących w tym rejonie. Serwis Defence24 podaje, że Rosjanie zdołali ustabilizować sytuację w pobliżu Oczeretyne. Odparto ukraiński kontratak i zabezpieczono flanki wyłomu. Całe kontrolowane przez Ukrainę południowe i zachodnie terytorium obwodu donieckiego jest zagrożone.
CNN przyznaje, że taktyczne postępy Rosji odnotowuje się teraz codziennie. Mówimy zazwyczaj o skromnych zyskach (od kilkuset metrów do kilometra zajętego terytorium), ale występujących jednocześnie na kilku odcinkach.
Ukraińska grupa DeepState monitorująca działania na froncie, pokazuje, że siły rosyjskie posuwają się do przodu w ośmiu różnych lokalizacjach. Padają kolejne miejscowości. Wraz z Oczeretyne padły także Semeniwka i Berdycze. Rosjanie przeprawiają się sprawnie przez cieki wodne i przesuwają linię frontu wzdłuż linii kolejowej Awdijiwka-Pokrowsk.
"Wycofywanie się ze strefy donieckiej trwa" - pisze ukraiński bloger militarny Mirosznikow, mówiąc o tracących teren siłach Kijowa. Doniesienia niezależnych obserwatorów, przykrywane są przez oficjalny przekaz ukraińskich sił zbrojnych, które chętnie dzielą się informacjami o sukcesach. Nieprzystające do rzeczywistości aktualizacje pola walki zaczynają jednak poważnie mierzić społeczeństwo, posiadające dostęp do analiz bardziej zbliżonych do faktów. Sam Syrski również stara się zachować dobrą minę, komunikując raczej o "dynamicznej sytuacji na froncie", a nie o realnych stratach Ukraińców.
Obraz rzeczywistości jest zupełnie inny, niż przedstawiają go Siły Zbrojne Ukrainy - konkluduje DeepState.
Wiele wskazuje na to, że armia ukraińska broni się na ostatnich oparach. W rejon Oczeretyne - Nowobachmutywka przerzucono kilka dni temu elementy 100. Samodzielnej Brygady Obrony Terytorialnej przemianowanej na 100. Brygadę Zmechanizowaną. Defence24 podaje, że brygada od kwietnia ubiegłego roku walczy na kierunku łymańskim i powinna iść na rotację. Taka sytuacja dotyczy znacznej części sił ukraińskich, które są po prostu wyczerpane. Kijów nie dysponuje rezerwami taktycznymi, operacyjnymi i strategicznymi.
Przeciwko nim Rosjanie wysyłają dodatkowe rezerwy z 55. Brygady Strzelców Zmotoryzowanych. Rosja ma na froncie więcej ludzi i przygniata Ukraińców masą. Ta sprawdzona taktyka Moskwy budzi duży niepokój ekspertów. "Jakość rosyjskich żołnierzy jest oczywiście różna, ale przewaga liczebna stanowi poważny problem" - pisze Rob Lee z Instytutu Badań nad Polityką Zagraniczną, argumentując, że sytuacja kadrowa jest prawdopodobnie najbardziej determinującym czynnikiem w obecnej dynamice konfliktu, a Rosja utrzymuje rekrutację na poziomie 20-30 tys. nowych żołnierzy miesięcznie.
Zdaniem większości ekspertów obecne natarcie Rosjan jest zaledwie preludium do szerokiej ofensywy, która ma nastąpić pod koniec maja lub w czerwcu. Ta informacja mrozi krew w żyłach, tym bardziej że w analizach specjalistów maleje entuzjazm wywołany informacją o zatwierdzeniu amerykańskiego pakietu pomocy dla Ukrainy.
O ile jeszcze tydzień temu mówiło się, że ze sprzętem zza oceanu Ukraińcy będą w stanie odeprzeć rosyjską nawałnicę, o tyle teraz o pozytywnym dla Kijowa scenariuszu mówi się: "prawdopodobny".
Mimo wszystko nie brakuje głosów, że Rosjanie wciąż nie posiadają armii skutecznej i wykorzystującej dynamicznie zmieniające się warunki na froncie. "Financial Times" cytuje zachodniego urzędnika, który twierdzi, że pod tym względem od początku wojny nic się nie zmieniło - rosyjska armia jest wciąż słabo wyszkolona, posługuje się przestarzałym sprzętem. Instytut Badań nad Wojną podkreśla, że w wojskach okupanta postępuje nieuchronnie degradacja sił i zasobów, które w końcu zaczną się wyczerpywać, co postawi Rosjan przed koniecznością zmierzenia się z ograniczeniami w sprzęcie i personelu. Taktyka "na masę" może jednak okazać się bardzo skuteczna w najbliższych miesiącach.
ISW polemizuje także z "Financial Times", wskazując, że rosyjskie dowództwo uczy się na błędach, zmienia taktykę operacyjną i w dalszym ciągu wdraża nowe technologie na froncie.
Amerykański ośrodek badawczy dość optymistycznie ocenia jednak ukraińskie szanse. "Ukraina najprawdopodobniej w nadchodzących miesiącach ustabilizuje linię frontu i być może będzie w stanie rozpocząć ograniczone operacje kontrofensywne pod koniec 2024 lub na początku 2025 roku" - pisze ISW.
W niedzielę 28 kwietnia Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy poinformował, że dzień wcześniej po raz pierwszy od długiego czasu, Rosjanie stracili na polu bitwy ponad 1000 żołnierzy, 43 systemy artyleryjskie i 11 czołgów. Być może jest to pierwsza oznaka, że sytuacja na froncie będzie możliwa do opanowania.