Normy prawa międzynarodowego muszą być przestrzegane. To oznacza, że Ukraina powinna wrócić do swoich granic uzgodnionych międzynarodowo, czyli Rosja powinna się wycofać ze wszystkich ziem, które zajęła, z normalnych, międzynarodowo uznanych granic Ukrainy - powiedział prezydent Andrzej Duda.

Prezydent został zapytany w TVP m.in. o pojawiające się głosy, że powinno się umożliwić prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi "wyjście z twarzą" z wojny z Ukrainą.

Trudno mi zrozumieć te głosy - powiedział. Podkreślił, że Władimir Putin to "człowiek, który powinien odpowiedzieć karnie za to, co w tej chwili dzieje się na Ukrainie i za te zbrodnie, które są tam popełniane".

Normy prawa międzynarodowego muszą być przestrzegane, a to oznacza, że Ukraina powinna wrócić do swoich granic uzgodnionych międzynarodowo. Czyli Rosja powinna się wycofać ze wszystkich ziem, które zajęła, z normalnych, międzynarodowo uznanych granic Ukrainy. Czyli oddać okręg doniecki, ługański, oddać Krym - zaznaczył prezydent.

Podkreślił, że to były uznane międzynarodowo ziemie państwa ukraińskiego i Rosja te ziemie po prostu brutalnie zajęła, łamiąc wszystkie zasady.

Więc albo panowie uważają, że prawo międzynarodowe ma znaczenie, albo uważają, że nie ma znaczenia, jeśli dotyczy kwestia imperiów, ale wtedy stawiają cały świat w sytuacji, że nie ma żadnych zasad i to się źle skończy. W związku z tym przywołać należy te zasady, które mają obowiązywać, te zasady, pod którymi podpisywały się wszystkie państwa choćby w ramach Karty Narodów Zjednoczonych - stwierdził prezydent.

Jak mówił, porządek międzynarodowy musi być oparty na prawie, "bo prawo międzynarodowe gwarantuje pokój, jeśli ono będzie przestrzegane, będzie pokój". Więc jeśli ma się zakończyć wojna, trzeba wrócić do prymatu prawa międzynarodowego, do jego przestrzegania, czyli w tym wypadku także i do międzynarodowo uznanych granic Ukrainy - oświadczył prezydent.\

"Przekazując Ukrainie czołgi Polska nie kierowała się obietnicą rekompensaty"

Kiedy decydowaliśmy, że damy Ukrainie czołgi, kierowaliśmy się interesem Polski, żeby Ukraina miała czym zatrzymać nawałę rosyjską. Nie zastanawialiśmy się, czy nam ktoś czołgi da czy nie, tylko nad tym, że tymi czołgami Ukraińcy będą zatrzymywali Rosjan - powiedział prezydent w TVP.

Zaznaczył, że Polska przekazała "Ukrainie takie czołgi, na jakie Ukraina zgłaszała zapotrzebowanie. Których mogłaby szybko użyć" - konstrukcję z czasów ZSRR.

Oczywiście chcielibyśmy dostać jakiś ekwiwalent, to byłby element wzmocnienia naszego bezpieczeństwa. Była taka deklaracja ze strony niemieckiej, na razie nie została dotrzymana - powiedział Duda, pytany o rekompensatę.

Polska przekazuje Ukrainie uzbrojenie i sprzęt dla wojska, w tym przenośne zestawy przeciwlotnicze, drony, amunicję, także do samolotów, moździerze i samobieżne haubice Goździk.

Pod koniec kwietnia premier Mateusz Morawiecki potwierdził, że Polska przekazała czołgi Ukrainie, nie podał ich liczby uzasadniając to względami bezpieczeństwa (według Polskiego Radia było to ponad 200 czołgów T-72 i kilkadziesiąt bojowych wozów piechoty).

W ubiegłym tygodniu niemiecki tygodnik Der Spiegel poinformował, że rozmowy o rekompensacie ze strony Niemiec w postaci czołgów Leopard dla Polski utknęły, ponieważ strona polska domagała się wozów w najnowszej wersji, których Bundeswehra nie posiada.

Duda o rozszerzeniu NATO

Zarówno Finlandia jak i Szwecja są potrzebne w Sojuszu Północnoatlantyckim. Z naszego punktu widzenia to ważna sprawa, bo jest to swoiste domknięcie wschodniej flanki NATO - powiedział prezydent.

Pytany o postawę Turcji wobec poszerzenia NATO o Szwecję i Finlandię odpowiedział, że "rozmowy trwają". Zaznaczył, że potencjalne dołączenie tych krajów to "ogromne wydłużenie granicy pomiędzy Rosją a NATO". Z całą pewnością Władimir Putin nie spodziewał się, że jego agresja na Ukrainę doprowadzi do takich skutków, bo to jest jego ewidentna porażka - stwierdził Duda.

Zaznaczył, że negocjacje "to zawsze jest pewien targ". Turcja ma swoje problemy i swoje kwestie, które też chce rozwiązać - stwierdził prezydent, dodając, że we wtorek rozmawiał z ministrem spraw zagranicznych Finlandii, który mówił, że dwukrotnie ostatnio był w Ankarze na rozmowach z władzami tureckimi.

Ambasadorowie Szwecji i Finlandii 18 maja w głównej siedzibie NATO w Brukseli przekazali wnioski akcesyjne na ręce sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zapowiedział, że Ankara nie poprze akcesji Szwecji i Finlandii do NATO. Spowodowałoby to zablokowanie przyjęcia obu państw do struktur, ponieważ do tego potrzebna jest zgoda wszystkich 30 państw członkowskich NATO.

Według Associated Press Erdogan liczy, że w ramach negocjacji dotyczących przystąpienia tych dwóch państw do NATO zdoła zmusić zarówno je, jak i USA oraz ich sojuszników do ustępstw. Najważniejsze oczekiwanie Ankary - jak ocenia agencja - to zmiana polityki Helsinek i Sztokholmu wobec Partii Pracujących Kurdystanu PKK oraz milicji syryjskich Kurdów, czyli Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG).

Wspierane przez Zachód siły YPG stanowią trzon Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które odegrały decydującą rolę w pokonaniu Państwa Islamskiego (IS) w Syrii. Ankara uważa je jednak za organizację terrorystyczną z powodu powiązań z separatystyczną i zdelegalizowaną w Turcji PKK.

Erdogan może też mieć nadzieje na to, że nakłoni USA ponownie do sprzedania Turcji myśliwców F-35. Waszyngton zawiesił te plany, gdy Ankara zdecydowała się, wbrew protestom USA, kupić rosyjski system przeciwrakietowy S-400.