Niewykluczone, że ukraińskie siły obrony powietrznej zostaną wkrótce wzmocnione... rosyjskimi systemami S-400. Wszystko za sprawą możliwego porozumienia na linii Stany Zjednoczone - Turcja, zgodnie z którym Amerykanie ponownie włączyliby Turków w program F-35, a ci w zamian zrezygnowaliby z rosyjskiego uzbrojenia i przekazali je Ukrainie.
Aby przybliżyć historię zawiłych relacji amerykańsko-tureckich, należy cofnąć się do 2017 roku. Turcja podpisała wówczas umowę z Rosją na zakup rosyjskich systemów obrony powietrznej S-400 o wartości 2,5 mld dolarów. Oferta z punktu widzenia Ankary była bardziej korzystna, niż oferowane przez Waszyngton systemy Patriot.
Stanom Zjednoczonym - co nie może dziwić - taka decyzja się nie spodobała. W grudniu 2020 roku Amerykanie nałożyli ograniczenia na turecki przemysł obronny i wykluczyły Ankarę z programu budowy myśliwców wielozadaniowych F-35. Pierwotnie Turcja była jednym z głównych krajów zaangażowanych w produkcję samolotów, wytwarzając ok. 900 części.
Waszyngton uniemożliwił również Turcji modernizację myśliwców wielozadaniowych F-16, które stanowią podstawę jej sił powietrznych. Problem został rozwiązany w zasadzie z dnia na dzień; wystarczyło, że Turcja zgodziła się na przystąpienie Szwecji do NATO. Amerykanie wyszli na porozumieniu całkiem nieźle, bo za sprzedaż 40 nowych samolotów i modernizację kolejnych 79 skasują Turków na kwotę 23 mld dolarów.
Choć Turcy załatwili sprawę z samolotami F-16, wciąż nierozwiązana pozostaje kwestia F-35. W tym kontekście pojawiło się jednak światełko w tunelu.
Wszystko za sprawą wizyty w Ankarze wiceszefowej dyplomacji USA Victorii Nuland. Amerykanka w rozmowie z dziennikarką CNN Türk poruszyła kilka istotnych kwestii dotyczących amerykańsko-tureckiej współpracy wojskowej, między innymi właśnie myśliwców F-35.
Waszyngton jest gotowy, by umożliwić Turkom ponowne uczestnictwo w programie F-35, ale jednocześnie stawia jeden, ale za to bardzo konkretny warunek - Ankara musi zrezygnować z rosyjskich systemów obrony powietrznej S-400.
Jeśli uda nam się rozwiązać problem z S-400, to Stany Zjednoczone chętnie przywrócą Turcję do rodziny F-35. Musimy zadbać jednak o to, aby Turcja miała silną obronę powietrzną... Jak wiadomo, to trudna kwestia - w dzisiejszych czasach obrona powietrzna jest potrzebna każdemu. Widzimy to na całym świecie. Ale jeśli uda nam się rozwiązać tę kwestię, to problem ograniczeń zniknie i będziemy mogli wrócić do rozmów o F-35 - stwierdziła Nuland.
Zdaniem zastępcy sekretarza stanu USA, rozwiązanie problemu F-35 i S-400 jest bardzo proste - Amerykanie proponują Turkom wzmocnienie tureckiego systemu obrony powietrznej w celu zastąpienia rosyjskiego uzbrojenia, Turcy się na to zgadzają i wracają do programu F-35.
Takie samo stanowisko zaprezentował w środę rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. Wciąż uważamy, że udział Turcji w programie F-35 jest niekompatybilny z użytkowaniem przez nią S-300 i S-400. A jeśli Turcja byłaby w stanie rozwiać nasze obawy na ten temat? Wtedy mogłoby dojść do ruchu w stronę powrotu do programu F-35 - powiedział.
W całej sytuacji niezwykle interesujący jest fakt, że już w maju 2023 roku Amerykanie zaproponowali, by Turcy przekazali Ukraińcom swoje systemy S-400. Ankara jednak odmówiła, o czym poinformował ówczesny minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu. "Można jednak założyć, że taki scenariusz znów obowiązuje" - pisze ukraiński portal Defense Express.
Nie wiadomo jeszcze, jakiego wyboru dokona Turcja. Z jednej strony jest kwestia podmianki rosyjskich systemów S-400 na amerykańskie systemy Patriot i dopuszczenie do programu F-35, co oznacza włączenie tureckiego przemysłu obronnego do produkcji tego samolotu z gwarancją zamówień na produkcję komponentów w najbliższych dziesięcioleciach. Do tego wszystko dochodzi opcja odblokowania szeregu innych całkiem możliwych projektów obronnych.
Z drugiej strony Turcja ma własny program lotniczy; Ankara prowadzi prace nad myśliwcem Kaan, który docelowo ma zastąpić samoloty F-16 i być eksportowany do innych krajów. To jednak odległa perspektywa, wszak maszyna ma wejść do seryjnej produkcji dopiero pod koniec dekady i nie ma pewności, że wzbudzi zainteresowanie innych państw.
Nie ma jednak wątpliwości, że decyzja Ankary w sprawie S-400 i F-35 ma głównie podłoże polityczne.