900 ciężarówek przed przejściem w Hrebennem, 650 przed Dorohuskiem - to trzeci dzień protestu polskich przewoźników. Domagają się ponownego wprowadzenia wzajemnych pozwoleń na przewozy. Bez nich, jak mówią, 80 procent polskich firm może zbankrutować.
Polscy przewoźnicy protestują między innymi na skrzyżowaniu w Okopach w woj. lubelskim. Przez blokadę przepuszczane są cysterny z paliwem, pomoc humanitarna i łatwo psująca się żywność oraz transporty dla wojska. Pozostałe ciężarówki są przepuszczane co godzinę po 3 sztuki w każdą stronę.
Ta kolejka jest gigantyczna - relacjonuje reporter RMF FM Krzysztof Kot - pierwsza grupa ciężarówek stoi jeszcze przed Chełmem od strony Lublina. Policjanci nie wpuszczają pojazdów do miasta, żeby nie zablokowały ruchu. Dalej od Chełma do granicy, z wyjątkiem skrzyżowań i wiaduktów, ciągnie się sznur kilkuset ciężarówek, w większości na ukraińskich tablicach rejestracyjnych. Przed nimi kilka dni czekania na odprawę.
Kierowcy polskich ciężarówek mówili naszemu dziennikarzowi, że Ukraińcy doświadczają teraz tego, czego oni po drugiej stronie granicy, zapisując się do systemu kolejkowego w drodze powrotnej do kraju.
Przewoźnicy mówili RMF FM, że czują się zignorowani przez rząd. Twierdzą, że nikt z nimi nie rozmawiał i zapowiadają, że będą prowadzić swój protest do skutku.
Dziś trudno w ogóle mówić o polskich przewozach do i z Ukrainy, gdyż całkowicie utraciliśmy ten rynek na rzecz ukraińskich przewoźników, którzy kilkukrotnie zwiększyli liczbę wykonywanych przewozów od początku napaści rosyjskiej na ten kraj. Oczywiście rynek ukraiński nigdy nie był znaczący dla całej naszej branży. Ale z drugiej strony dawał pracę przewoźnikom z województwa lubelskiego i podkarpackiego, którzy wyspecjalizowali się w przewozach na wschód. Dziś stają się oni bankrutami. Szczególnie, że wobec recesji na całym rynku nie znajdą oni pracy gdzie indziej - podkreślał w rozmowie z RMF FM Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka.
Do protestów na przejściach na polsko-ukraińskiej granicy odniósł się ukraiński wicepremier oraz minister rozwoju społeczności lokalnych i infrastruktury Ołeksandr Kubrakow. Jesteśmy gotowi do konstruktywnego dialogu, który uwzględni interesy przewoźników obu krajów - zadeklarował na platformie X.
"Nasze oficjalne stanowisko jest takie, że blokowanie granicy szkodzi interesom i gospodarkom obu krajów. Wpływa również na funkcjonowanie Linii Solidarności, która miała na celu eksport ukraińskich produktów rolnych" - napisał ukraiński wicepremier.
Po wybuchu wojny w Ukrainie Unia Europejska podjęła bezprecedensowe kroki w celu wsparcia ukraińskiej gospodarki i na rok zniosła konieczność uzyskiwania przez Ukraińców takich zezwoleń. Tego lata UE przedłużyła tę zasadę do czerwca 2024 roku. Teraz polscy przewoźnicy domagają się anulowania tego przywileju i przywrócenia starego systemu zezwoleń.
Postulują także zaostrzenie zasad transportu w ramach ECMT, certyfikatu wydawanego przez Europejską Konferencję Ministrów Transportu. Kijów chce omówić tę kwestię nie tylko z polskimi władzami, ale także z Komisją Europejską.