Czy kontrowersyjna umowa handlowa CETA między Unią Europejską a Kanadą wejdzie w życie? W przyszłym tygodniu zgodę na jej tymczasowe stosowanie mają dać państwa członkowskie Unii. 27 października możliwe jest parafowanie porozumienia.
>>"CETA: KTO ZYSKA? KTO STRACI? ZAPRASZAMY NA DEBATĘ INTERII I UJ<<<
CETA to umowa handlowa zawarta między Unią Europejską a Kanadą. Znosi cła i bariery biurokratyczne. W założeniu ma to sprawić, że kanadyjskie firmy chętniej będą inwestować u nas. A nasze firmy będą mogły łatwiej zarabiać tam, na przykład sprzedając polskie towary.
Wielu naszych rolników obawia się jednak, że tańsza kanadyjska żywność zaleje Europę i Polskę. Pojawiają się także wątpliwości ws. żywności genetycznie modyfikowanej. CETA wprowadza do Polski GMO, likwiduje małe gospodarstwa rodzinne, dąży do tego, żeby polski rolnik został zmarginalizowany na świecie - alarmował podczas burzliwej sejmowej debaty szef PSL-u Władysław Kosiniak-Kamysz.
Rząd odpowiadał, że to zagrożenie co prawda istnieje, ale będziemy więc je zwalczać. Nie lekceważymy również tych głosów, które wskazują, że CETA może doprowadzić do stworzenia pewnych furtek, które miałyby sprowadzać do Europy produkty modyfikowane genetycznie - odpowiadał wiceminister rozwoju Radosław Domagalski.
Na umowie o wolnym handlu z Kanadą stracą polscy konsumenci, rolnicy i drobni przedsiębiorcy - alarmuje były minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz. Szef PSL-u w rozmowie z RMF FM przyznaje, że CETA to także ogromne zagrożenie dla polskiej żywności.
Nie wygramy konkurencji z kanadyjskimi farmerami, którzy używają pestycydów, które w Polsce są niedozwolone; oni używają GMO, od którego nasz kraj jest wolny. Małe targowiska, na których handlują rolnicy, powinny w Polsce pozostać. Właśnie na takich targowiskach możemy kupić najlepszą i najzdrowszą żywność - mówi Kosiniak-Kamysz.
Według szefa PSL-u umowa o wolnym handlu spowoduje likwidację miejsc pracy, upadek małych gospodarstw rolnych i wyparcie polskich produktów z rynku. Wszystko przez niskiej jakości żywność zza oceanu, której koszty produkcji są dużo niższe, dzięki temu niższa będzie też jej cena, ale odbije się to także na jakości produktów.
Zdaniem Kosiniaka-Kamysza straci również polski eksport. Jeśli 80 proc. naszych produktów rolno-spożywczych eksportujemy do UE, to jeśli na rynek wejdzie rolnik i przedsiębiorca kanadyjski, to dla nas automatycznie jest mniej miejsca - mówi były minister.
Jak zauważa korespondent RMF FM Paweł Żuchowski, w Kanadzie nawet woda w butelkach ma dodatki, których obecność po prostu zastanawia. Tak jest z wieloma produktami.
W przypadku jabłek dzięki umowie obniżone zostaną cła z 9-procentowej do zerowej stawki. Uderzy to nie tylko w naszych producentów, ale też w nas samych. Kanada dopuszcza bowiem sprzedaż jabłek modyfikowanych genetycznie.
Smakosze ryb też mogą się obawiać, że na nasze stoły trafi zmodyfikowany genetycznie łosoś. Jest on dopuszczony do sprzedaży w Kanadzie.
Tusze wołowe w Kanadzie mogą być natomiast myte w chlorowanej wodzie. Obniżenie ceł na produkty spożywcze doprowadzi do zalania rynku europejskiego żywnością zupełnie innej jakości niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni.
CETA jest półśrodkiem dla amerykańskich firm. Na tej umowie, nim podpisana zostanie inna umowa TTIP, skorzystają z pewnością koncerny ze Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie firmy przebierają nogami w oczekiwaniu na TTIP, czyli negocjowane od 2013 roku porozumienie handlowe, którego celem jest utworzenie wolnego handlu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Europą. Jeżeli więc szybciej w życie wejdzie CETA, to otwarta zostanie furtka, której nie omieszkają wykorzystać.
Firmy z USA mają bowiem wiele spółek córek w Kanadzie. Właśnie przez nie będą mogły spokojnie handlować z Europą. Ocenia się, że nawet ponad 80 procent amerykańskich firm, które działają na globalnym rynku, ma swoje filie u sąsiadów z północy.
(mpw)