Jednym z najczęściej powtarzanych przez przeciwników umowy CETA argumentów jest obawa o to, że Polskę zaleje tania żywność modyfikowana genetycznie. Kanada, która jest stroną porozumienia, to jeden z największych na świecie producentów żywności GMO. Czy jest się czego obawiać? Przeczytajcie analizę Interii autorstwa Aleksandry Gierackiej.
>>>INTERIA PRZEŚWIETLA CETA. ZOBACZ WIĘCEJ<<<
Prof. dr hab. Piotr Węgleński z Centrum Nowych Technologii Uniwersytetu Warszawskiego przypomina, że modyfikacje genetyczne nie są niczym nowym i były stosowane przez człowieka od początku istnienia rolnictwa. Dzisiejsze warzywa czy zboża nie przypominają w żaden sposób, tych, które były uprawiane przed setkami lat - podkreśla ekspert.
Zaznacza jednak, że termin GMO, czyli organizmy genetycznie modyfikowane, pojawił się stosunkowo niedawno, kiedy możliwe stało się stosowanie technologii pozwalających na otrzymywanie nowych odmian nie na drodze krzyżowania odmian czy różnych gatunków, ale przez przenoszenie DNA bezpośrednio z jednego organizmu do drugiego.
W zasadzie nic się tu nie zmienia. Materiałem genetycznym jest zawsze ten sam związek chemiczny (DNA), tylko dawniej wykorzystywano procesy naturalne, np. trzeba było zapylić rośliny jednej odmiany pyłkiem drugiej odmiany, żeby otrzymać rośliny mieszańcowe. Teraz można takie rośliny otrzymać przez przeniesienie materiału genetycznego bezpośrednio z jednej rośliny do drugiej - wyjaśnia prof. Węgleński.
Taki proces jest możliwy zarówno w przypadku roślin jak i zwierząt.
Przeciwnicy porozumienia CETA przekonują, że polscy producenci żywności nie wytrzymają konkurencji w starciu z tańszymi produktami GMO pochodzenia kanadyjskiego. Dzięki wielkotowarowej, uprzemysłowionej produkcji rolnej, mniejszym regulacjom i tańszej energii koszty wytwarzania żywności w Kanadzie, a co za tym idzie jej ceny - są niższe.
Kanadyjskie normy dotyczące bezpieczeństwa żywności znacznie różnią się od norm przyjętych w Unii Europejskiej.
W opinii Doroty Metery, ekspertki ds. rolnictwa Zielonego Instytutu zagrożenie "zalania" rynku unijnego tańszą żywnością jest realne. W Polsce od 2013 r. obowiązuje zakaz uprawy roślin genetycznie modyfikowanych, a na rynku praktycznie nie ma produktów żywnościowych modyfikowanych genetycznie, z wyjątkiem pasz dla zwierząt.
Natomiast Kanada jest na piątym miejscu pod względem powierzchni upraw roślin modyfikowanych genetycznie, takich jak kukurydza, rzepak, soja, buraki cukrowe. Już zatwierdzono, ale jeszcze nie wprowadzono do obrotu kolejnych produktów rolnych: jabłek, ziemniaków, lucerny i łososia - podkreśla ekspertka.
W 2015 r. zezwolono firmie Okanagan Specialty Fruits Incw na uprawę i sprzedaż genetycznie zmodyfikowanych jabłek, które nie zmieniają barwy na brązową na przykład w wyniku otarcia czy po przekrojeniu.
Na mocy CETA obniżone zostaną cła wwozowe na jabłka, co sprawi że zwiększy się ich eksport do Europy. Może to uderzyć w Polskę, która jest największym w UE producentem tych owoców.
W maju tego roku dopuszczono do sprzedaży genetycznie zmodyfikowanego łososia firmy AquaBounty. Zgoda dotyczy filetów, mączki rybnej i oleju rybnego. CETA zniesie obecne stawki celne na poziomie 15 proc. dla łososia, co spowoduje, że wzrośnie jego sprzedaż w Europie.
Dorota Metera wylicza produkty z roślin GMO, które mogą trafić do Polski: cukier buraczany, płatki kukurydziane, olej rzepakowy i sojowy, napoje sojowe, tofu oraz wyprodukowane z nich pieczywo i słodycze, żywność dla dzieci mogą być nawet przypadkowo zanieczyszczone GMO.
Ponadto, w Kanadzie nie ma obowiązku oznaczania produktów GMO. Z kolei w UE konieczne jest umieszczanie na etykietach informacji o tym, czy produkt zawierają żywność genetycznie modyfikowaną (wymóg jest stosowany w przypadku produktów, gdzie składniki genetycznie modyfikowane stanowią ponad 0,9 proc.).
Wprawdzie jesteśmy uspokajani, że produkty GMO w UE są pod kontrolą i są znakowane, ale mamy obawy, że naciski producentów zza oceanu spowodują zmiany w prawie unijnym. Dlatego w dłuższej perspektywie konsumenci widzą zagrożenie z powodu nieoznakowanej żywności GMO - mówi Dorota Metera.
Jak wynika z raportu przygotowanego przez organizację The Council of Canadians, która opiniowała umowę CETA, "Unia Europejska zobowiązała się do współpracy w obszarze biotechnologii w ramach Dialogu Dwustronnego CETA w sprawie dostępu do rynku biotechnologicznego". Oznacza to, że "Grupa robocza będzie zajmowała się takimi kwestiami, jak dopuszczalne poziomy pozostałości określonych substancji w żywności zawierającej GMO".
Ponadto "strony zobowiązały się do zminimalizowania "niekorzystnych skutków handlowych praktyk regulacyjnych dotyczących produktów biotechnologicznych", promowania "efektywnych, opartych na naukowych podstawach procesów zatwierdzania produktów biotechnologicznych" oraz współpracy w takich kwestiach, jak niewielka obecność organizmów zmodyfikowanych genetycznie".
W Polsce wyraźnie słychać głosy, że żywność GMO jest gorszej jakości i może być szkodliwa dla osób ją spożywających. Dyskusja na temat zalet i wad żywności powstałej z produktów modyfikowanych genetycznie toczy się od wielu lat. Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy przekonują do swoich racji, a spór pozostaje nierozwiązany. Dlaczego tak wiele osób, w Polsce i w Unii Europejskiej wypowiada się krytycznie o GMO?
Konsumenci mają prawo do pełnej informacji o produktach, jest to podstawa ich wyboru. Chcą więc wiedzieć o produktach wszystko: nie tylko, jaka jest ich wartość kaloryczna i zawartość witamin, czy jest dobra dla ich zdrowia, ale także jak zostały wyprodukowane: z GMO, czy bez zastosowania technik inżynierii genetycznej, w produkcji ekologicznej, czy przy zachowaniu zasad sprawiedliwego handlu - Fair Trade lub UTZ - tłumaczy Dorota Metera.
Lista powodów jest długa.
Konsumenci chcą mieć pewność, że produkcja żywności, którą kupują nie spowodowała zanieczyszczeń środowiska z powodu stosowania pestycydów, ani cierpienia zwierząt. Nie chcą GMO na polach i swoich talerzach z przyczyn religijnych i światopoglądowych, bo kojarzy im się intuicyjnie z systemem przemysłowej produkcji rolniczej, w którym nie ma miejsca dla małych gospodarstw rodzinnych - wylicza ekspertka.
Tymczasem, w opinii prof. Węgleńskiego, obawy, które towarzyszą GMO są niczym nieuzasadnione. Ekspert podkreśla, że modyfikacji genetycznej nie jest poddawana żywność, ale rośliny czy zwierzęta, z których jest ona produkowana.
Modyfikacje roślin polegają na tym, że wprowadza się do rośliny uprawnej gen, który daje odporność na jakąś chorobę roślin. Człowiekowi to w żaden sposób nie szkodzi i zostało to na tysiące sposobów sprawdzone. Genetycznie modyfikowane rośliny są uprawiane od 40 lat. Nie ma ani jednego przypadku, żadnego doniesienia, żeby był z tym jakikolwiek kłopot dla zdrowia człowieka czy dla środowiska naturalnego - przekonuje prof. Węgleński.
Skąd zatem tak liczne lęki przed GMO? Obawy wywodzą się z ignorancji i w dużej mierze ze złej woli - uważa ekspert z UW.
Ludzie boją się jeść np. drób karmiony genetycznie zmodyfikowaną paszą, bo obawiają się, że te geny w jakiś sposób przejdą do ludzkich organizmów. Mam na to zwykle taki argument, że od tysięcy lat jemy wołowinę i z tego powodu nie wyrastają rogi - tłumaczy prof. Węgleński.
Zdaniem eksperta obawy dotyczące GMO mogą wynikać z interesów np. producentów nasion tradycyjnych odmian, którzy boją się konkurencji w postaci nasion roślin genetycznie modyfikowanych. One są lepsze, szybciej rosną, lepiej plonują - twierdzi ekspert.
I podaje przykład bawełny, która jest już nie do dostania bez GMO. Gdybyśmy chcieli wziąć na serio hasło "Polska wolna od GMO" stalibyśmy się krajem nudystów, bo nie moglibyśmy używać na przykład bielizny, czy innych bawełnianych części garderoby - zaznacza prof. Węgleński.
Skoro żywność GMO nie niesie za sobą niebezpieczeństwa, to zdaniem prof. Węgleńskiego, mówienie o zagrożeniu w postaci zalewu polskiego rynku żywnością genetycznie modyfikowanej w odniesieniu do umowy CETA jest zupełnie nieuzasadnione.
***
Co dla jednych jest źródłem gospodarczego bezpieczeństwa, inni postrzegają jako zagrożenie. Jak jest w istocie? Interia i UJ zapraszają na debatę, podczas której postaramy się rozwiać - przynajmniej część - wątpliwości związanych z CETA.
Aleksandra Gieracka