Przed krakowskim sądem rozpatrującym sprawę oskarżonego o przygotowywanie zamachu na Sejm Brunona Kwietnia stanęła w czwartek jego żona. Kobieta odmówiła składania zeznań.
Żona niedoszłego zamachowca skorzystała z przysługującego jej prawa do odmowy składania zeznań. Brunon Kwiecień wsparł żonę oświadczeniem, że nie miała ona kontaktów z drugim współoskarżonym - Maciejem O. Po krótkim pobycie na sali rozpraw kobieta wyszła, wymieniając z mężem drobne gesty pozdrowienia.
Sąd przesłuchał także pracownika firmy, która latem i jesienią 2011 r. podstawiała kontener na duże odpady przy ul. Wiejskiej. Kontener był widoczny na zrobionym przez Brunona Kwietnia filmie z rozpoznania okolic Sejmu. Na rozprawie odczytano również zeznania trzech osób, które nie będą już wzywane do sądu. Na kolejnych rozprawach sąd rozpocznie słuchanie biegłych.
Brunon Kwiecień odpowiada przed sądem za przygotowywanie od lipca do listopada 2012 r. ataku terrorystycznego na konstytucyjne organy RP, nakłanianie w 2011 r. dwóch studentów do przeprowadzenia zamachu oraz nielegalne posiadanie broni i handel nią. Według śledczych, doktor chemii, były pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, zamierzał zdetonować w pobliżu Sejmu 4 tony materiałów wybuchowych umieszczonych w pojeździe skot. Do eksplozji miało dojść podczas posiedzenia z udziałem prezydenta, premiera i ministrów - w trakcie rozpatrywania w Sejmie projektu budżetu.
Ze względu na interes państwa i konieczność ochrony tajemnicy państwowej sąd wyłączył jawność rozprawy na czas wyjaśnień Kwietnia i drugiego oskarżonego - o nielegalny handel i posiadanie broni Macieja O., a także zeznań niektórych świadków i świadków incognito, wśród których znajdują się agenci ABW rozpracowujący Brunona Kwietnia. W pozostałej części proces jest jawny.
W śledztwie Kwiecień przyznał się do tego, że przygotowywał i opracowywał zamach na gmach Sejmu, natomiast nie poczuwa się do winy i twierdzi, że inspirowała go inna osoba. Nie przyznał się do podżegania studentów ani do posiadania broni i handlu nią. Przed sądem wyraził zgodę na publikowanie jego wizerunku i pełnych danych osobowych. Grozi mu kara do 15 lat więzienia.
(mn)