Pracownicy Uniwersytetu Rolniczego, w którym pracował odpowiadający za przygotowywanie zamachu na Sejm Brunon Kwiecień, zeznawali dziś przed krakowskim sądem. Charakteryzowali Kwietnia jako osobę konfliktową, drażliwą na swym punkcie i łatwo wpadającą w gniew. Mówili też, że jego podejście do programu zajęć doprowadzało do konfliktów ze studentami.
Według relacji świadków, Kwiecień zdenerwował się, gdy nowy szef katedry wprowadził dokładniejsze zasady rozliczania odczynników chemicznych. Mówił, że zabierze odczynniki do domu, bo nikt mu ich wydzielać nie będzie.
Z powodu konfliktów z pracownikami, m.in. o wyniki badań, Kwiecień pracował w laboratorium sam. W laboratorium tym Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego znalazła resztki trotylu i inne niebezpieczne substancje, które nie były potrzebne w ramach zgłoszonego przez naukowca tematu przewodu habilitacyjnego. On utrzymywał jednak przed sądem, że substancje te były mu potrzebne.
Świadkowie zeznali przed sądem, że przy porządkowaniu biurka Kwietnia znaleziono plastikowy woreczek z nabojami schowany w fartuchu. Było to miesiąc po jego aresztowaniu. Prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie. Jak ustaliła Polska Agencja Prasowa, nie znalazła żadnych śladów wskazujących, do kogo należały naboje lub kto je podrzucił, a biurko przez jakiś czas stało na korytarzu i było dla wszystkich dostępne.
Brunon Kwiecień odpowiada przed sądem za przygotowywanie od lipca do listopada 2012 roku ataku terrorystycznego na konstytucyjne organy RP, nakłanianie w 2011 roku dwóch studentów do przeprowadzenia zamachu oraz nielegalne posiadanie broni i handel nią. Grozi mu kara do 15 lat więzienia.
(mn)