Ciała około dwóch tysięcy ofiar piątkowego trzęsienia ziemi i wywołanego przez nie tsunami znaleziono w poniedziałek na wybrzeżach prefektury Miyagi w północno-wschodniej części Japonii - podała agencja Kyodo. Wcześniej policja potwierdziła śmierć 1647 osób i zaginięcie 1720.
Morze wyrzuciło na brzeg na półwyspie Ojika około tysiąca ciał, a kolejnych tysiąc w mieście Minamisanriku, gdzie miejscowe władze nie mogą skontaktować się z około 10 tys. ludzi, czyli ponad połową mieszkańców.
Jak podkreśla Kyodo oficjalna liczba ofiar nie uwzględnia około 200-300 ciał w Sendai, stolicy prefektury Miyagi, których na razie nie udało się wydobyć, ponieważ zostały uwięzione w trudno dostępnych miejscach pod gruzami.
Do wczoraj w Miyagi i pięciu innych prefekturach na północy Japonii ewakuowano około 450 tys. ludzi. Jak pisze agencja w niektórych miejscach, gdzie znaleźli oni schronienie zapasy wody, jedzenia i paliwa są bardzo skąpe.
Potwierdzono, że w Japonii zginął obywatel Korei Płd. Z kolei chińscy dyplomaci nie mogą skontaktować się ze 100 praktykantami z miasta Ishinomaki w prefekturze Miyagi, jednak potwierdzili, że 6957 obywateli Chin przebywających w Japonii jest całych i zdrowych.
Japońska agencja podaje, że na razie nie ustalono co stało się z około 2,5 tys. turystów, którzy przebywali na obszarach dotkniętych przez wstrząsy o sile 9 w skali Richtera.
Jak podkreślił japoński premier Naoto Kan ratownicy uratowali dotychczas 15 tys. ludzi.
Najsilniejsze w historii trzęsienie ziemi w Japonii unieruchomiło kilka elektrowni atomowych i firma energetyczna Tokyo Electric Power zamierza wprowadzić niespotykane dotychczas w kraju racjonowanie energii w otaczającym Tokio regionie Kanto. Przerwy w dostawach, które mogą potrwać aż do kwietnia, mogą dotyczyć około 45 mln ludzi.