Jerzy Janowicz pokonał reprezentanta gospodarzy Jordana Thompsona 1:6, 4:6, 6:4, 6:2, 6:1 i awansował do drugiej rundy wielkoszlemowego turnieju tenisowego Australian Open, który rozpoczął się w Melbourne. Mecz trwał trzy godziny i 16 minut.

Rozstawiony z numerem 20. Janowicz przegrywał z 19-letnim Australijczykiem już 0:2 w setach, ale wyszedł z opresji. Decydujący był trzeci set, w którym musiał zwyciężyć, by pozostać w grze. W czwartej i piątej partii jego przewaga była bezdyskusyjna.

Thompson zajmuje 319. pozycję w rankingu światowym i nigdy wcześniej nie rozegrał żadnego spotkania w imprezach ATP. W Melbourne wystąpił dzięki tzw. dzikiej karcie.

Sukces Polaka rodził się w poniedziałek, dosłownie i w przenośni, w bólach. Wracający na światowe korty po kontuzji, która wyeliminowała go z udziału w Pucharze Hopmana, 23-letni łodzianin wyraźnie nie jest jeszcze w pełni sił i formy. Przez dwa sety nie radził sobie z nieznanym w tenisowym środowisku Australijczykiem, a w grze przeszkadzał mu również ból stopy.

Thompson w pierwszej partii niemal się nie mylił. Grał szybko, agresywnie i zmuszał do biegania rywala, co temu sprawiało wyraźne kłopoty. Janowicz często posyłał piłkę w siatkę, raziły zwłaszcza nieudane skróty. Słabo funkcjonował serwis, dotychczas jedna z jego najsilniejszych broni. Skutek: 1:6 po 31 minutach gry i markotna mina bojowo zazwyczaj nastawionego Polaka.

W drugim secie łodzianin grał stabilniej, więcej było w jego grze agresji i udanych ataków. Decydujący dla losów partii był dziewiąty gem, który przy jego podaniu, po 18 wymianach, wygrał Australijczyk. Po godzinie i 18 minutach walki tenisista, który debiutował w prestiżowej imprezie, był o krok od wyeliminowania gracza ze światowej czołówki.

Na początku trzeciego seta Janowicz dwukrotnie prosił o pomoc medyczną i dwukrotnie rozmawiał z sanitariuszem. W tej partii również decydujący okazał się dziewiąty gem. Polak po raz pierwszy w meczu przełamał podanie przeciwnika i wyszedł na 5:4, a po chwili szybko przypieczętował zwycięstwo w secie.

Nie wiadomo, czy wtedy uwierzył, że jest w stanie odwrócić losy pojedynku, czy zaglądająca w oczy sportowa śmierć wyrwała go z letargu, a może Thompson, który na grze w tenisa zarobił wcześniej ledwie 22 284 dolary (wobec dwóch milionów Polaka), opadł z sił i zaczął się mylić, ale oblicze spotkania uległo diametralnej zmianie.

W czwartym secie Janowicz szybko objął prowadzenie 2:0, a zaciśnięta pięść po wygraniu drugiego gema wskazywała, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Łodzianin lepiej serwował, a wyraźnie zdeprymowany Australijczyk popełniał coraz więcej błędów. W efekcie po 37 minutach zrobiło się 6:2 i tenisiści szykowali się do piątej partii.

Polak czuł się już pewnie, udawały mu się zagrania, po których na początku pojedynku piłka lądowała w siatce albo na aucie. Pierwszego gema oddał przy stanie 5:0. Trzy minuty później wykorzystał drugiego setbola i mocnym atakiem przy siatce zakończył spotkanie. 6:1 i awans do drugiej rundy.

Janowicz w swoim stylu skomentował mecz na portalu społecznościowym: "Słaba gra, dobra gra, brak formy czy najlepsza forma... nieważne... WALKA!".

Na jego zmienną postawę wskazują też statystyki. Posłał 18 asów serwisowych, ale i zanotował 11 podwójnych błędów. Popisał się 62 kończącymi uderzeniami, jednak miał też aż 64 niewymuszone błędy.

W drugiej rundzie spotka się z Hiszpanem Pablo Andujarem, który pokonał swojego rodaka Alberta Ramosa 6:4, 6:2, 6:4. Do tej pory nie miał okazji zmierzyć się ze specjalizującym się w grze na "cegle" 48. zawodnikiem rankingu ATP.

By obronić dorobek punktowy sprzed roku, Polak powinien awansować do trzeciej rundy, bo na tym etapie odpadł w poprzedniej edycji.

Dziś z rywalizacją w singlu pożegnał się Łukasz Kubot, który w pięciu setach przegrał z Rosjaninem Nikołajem Dawidienką. We wtorek do gry wejdą Agnieszka Radwańska, Katarzyna Piter i Michał Przysiężny.

(mal)