„Trochę brakuje mi jeszcze umiejętności grania na twardym korcie, ale to był udany turniej” – tak Iga Świątek podsumowała swój start w tegorocznym US Open. Polka pożegnała się z wielkoszlemową imprezą po porażce w 1/8 finału z mistrzynią olimpijską Szwajcarką Belindą Bencic 6:7 (12-14), 3:6.

Jeszcze przed pojedynkiem 1/8 finału na Louis Armstrong Stadium 20-letnia Iga Świątek podkreślała, że "drugi tydzień Wielkiego Szlema to zawsze świetny wynik, dlatego już cieszę się z tego rezultatu".

Na jej drodze do ćwierćfinału stanęła prezentującą wyborną formę Szwajcarka Belinda Bencic. Do 1/8 finału nowojorskiego turnieju mistrzyni olimpijska z Tokio awansowała bez straty seta - i już na początku starcia z Polką sprawiała wrażenie przeciwniczki nie do ogrania.

"Grała bardzo solidnie i szybko. Dużo ryzykowała i nie popełniała błędów. Narzuciła na mnie sporą presję. Ciężko jest zrobić coś przeciwko tak grającym rywalkom, jeśli nie zostawiają ci przestrzeni. Te udane ataki dały jej dużo pewności siebie" - podsumowała ten etap walki Iga Świątek.

Mimo wczesnego przełamania Polka wróciła jednak do gry. Odrobiła straty w dziesiątym gemie, a dwa gemy później miała piłkę setową: niewykorzystaną. Konieczny był tie-break, a okazał się nieprawdopodobnie zacięty. Świątek prowadziła w nim już 5:2 i miała trzy piłki setowe, ale ostatecznie górą była Bencic, która wygrała 14:12.

"Miałam tam swoje szanse, ale nie udało się. Zła jestem trochę za ten nietrafiony wolej, ale z drugiej strony to nie dziwi, jeśli to była w zasadzie moja jedyna akcja przy siatce" - analizowała 20-letnia tenisistka.

W drugim secie Szwajcarka wyszła na prowadzenie 4:1. Polka miała jeszcze szansę w szóstym gemie, w którym prowadziła 30:0, ale ostatecznie Bencic obroniła przewagę - i już jej nie roztrwoniła.

"Swoją presją zmuszała mnie do tego, abym grała trochę bezpieczniej i w ważnych momentach nie mogłam grać z całej siły. Ale wiedziałam też, że muszę ją odpychać od linii, bo ona agresywnie wchodziła na moje piłki, więc musiałam to jakoś wyważyć. To było ciężkie zadanie. Mam wrażenie, że ostatnie dwie piłki może zagrałam zbyt lekko, ale z drugiej strony wiem, że gdybym zaryzykowała, to bardziej żałowałabym zepsucia piłki" - przyznała podopieczna Piotra Sierzputowskiego.

Mimo porażki 20-latka pozostawiła po sobie dobre wrażenie, sama również była zadowolona z tego, że po raz czwarty w tym roku zaszła przynajmniej do czwartej rundy Wielkiego Szlema.

"Przede wszystkim cieszę się, że udało mi się pokonać własne słabości, które było widać podczas meczu drugiej rundy. Trzy wygrane w Nowym Jorku mecze to pozytywny wynik" - zaznaczyła Iga Świątek.

"Myślę, że trochę brakuje mi umiejętności grania na twardym korcie, aby solidnie przechodzić do kolejnych rund, tak jak na mączce. Ale uważam, że mój tenis się rozwija, wczoraj oglądałam turniej w Adelajdzie i myślę, że gram lepiej niż wtedy. Prawda jest jednak taka, że niektóre moje rywalki też grają lepiej. Tak jak dziś świetnie zagrała Belinda" - zauważyła.

20-latka cieszyła się także z tego, że mogła zagrać przed publicznością, która nie skąpiła jej pozytywnych sygnałów. W meczu z Bencic często słychać było doping kierowany w stronę polskiej zawodniczki.

"Cieszę się, że przyniosłam kibicom sporo radości. Grałam widowiskowe mecze, co też jest dla mnie osobiście ważne. Bez kibiców można było o tym zapomnieć, ale z nimi na trybunach można to dostrzec" - podkreśliła Iga Świątek.