Kilka lat temu zgubiłem sens mojego skakania i chciałem zakończyć karierę - mówi w wywiadzie Kamil Stoch, ambasador "Szlachetnej Paczki". Nasz mistrz olimpijski wraz z całą drużyną skoczków zaangażował się w tegoroczną edycję akcji.
SZLACHETNA PACZKA: Patrząc na twoje ostatnie sukcesy, trudno uwierzyć, że miałeś jakieś trudności.
Kamil Stoch: Oczywiście miałem wiele takich momentów w swojej karierze. Kilka lat temu chciałem po prostu skończyć skakanie i swoją karierę, bo nie widziałem żadnego sensu kontynuowania jej. Przełomowym momentem w tej sytuacji było poznanie mojej obecnej żony i małżeństwo, co dało mi duże poczucie stabilizacji w życiu i nabrania dystansu do tego, co robię.
Gdzie ją spotkałeś?
W Planicy, kilka lat temu. Miałem wtedy duże problemy ze skokami, nie szło mi tak dobrze, jakbym chciał. W dzień kiedy nie zakwalifikowałem się do zawodów, miałem wolny wieczór i wyszedłem z kolegami na imprezę. Spotkałem ją na ulicy, tak po prostu zaczepiłem i zapytałem jak tam...?
I tak od razu dała ci swój numer telefonu?
Niestety nie od razu, trochę to trwało (śmiech).
Kiedyś, jak byłeś mały, powiedziałeś, że chciałbyś zdobyć złoto olimpijskie. Jakie to proste: mówisz i masz! Jak to się robi?
Kamil Stoch: Dzieci mają różne marzenia: jedno chce zostać policjantem albo strażakiem, inne baletnicą. Nie wszyscy jednak przez całe życie mają ten sam cel i zapominają o swoich planach z dzieciństwa. Mój cel nie był wcześniej założony, wyniknął sam z siebie. Zawsze starałem się robić to, co lubię i jakoś poszło.
Nie chciałeś być policjantem czy strażakiem, jak inne dzieci w Twoim wieku?
W wieku kilku lat miałem różne pomysły na siebie w zależności od tego, kogo akurat spotkałem na ulicy. Strażakiem i policjantem też oczywiście chciałem zostać, ale do tego złota olimpijskiego najbardziej mnie ciągnęło.
Czujesz, że medale w jakiś sposób cię zmieniły?
Nie czuję się nikim innym, ani lepszym, ani gorszym. Nadal jestem normalnym chłopakiem, ale może bardziej doświadczonym i spełnionym. Może rzeczywiście jestem bardziej rozpoznawalny i popularny, ale nie mogę narzekać, że mi to doskwiera (śmiech). Przyjmuję to ze spokojem, bo jest to znaczna część sukcesu.
W Paczce mówimy, że najważniejsze jest działanie w drużynie. Jakie znaczenie ma dla ciebie współpraca w zespole?
Mimo tego, że skoki to sport indywidualny, zawsze podkreślałem, że drużyna odgrywa bardzo dużą rolę. W drużynie czujemy się bezpieczniejsi, możemy się nawzajem wspierać i cieszyć z sukcesów. To wspaniałe uczucie, kiedy wygrywam zawody, a za chwilę podchodzi do mnie kolega z drużyny i szczerze się uśmiecha, wyciąga rękę. Zwycięstwo nabiera wtedy innego znaczenia.
Wolontariusze Paczki docierają do osób, które przegrywają nie sporcie, ale w życiu. Dają im impuls do zmiany życia i zaprzyjaźniają się z nimi. Co powiedziałbyś takim ludziom, którzy stracili nadzieję na poprawę życia?
Dużo prawdy kryje się w powiedzeniu Nadzieja umiera ostatnia. Uważam, że zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, tylko czasem trzeba poświęcić na to trochę energii. Ważne jest też to, żeby uzmysłowić sobie swoje mocne strony i przypomnieć wszystkie sukcesy, nawet te drobne.
A z czego Ty się teraz cieszysz najbardziej?
Dużą radość sprawia mi poczucie, że jestem dobrym mężem. Wszystkie sukcesy, które dzieją się w moim życiu zawodowym są piękną przygodą, ale fundamentem jest dla mnie rodzina.
Dziękuję za rozmowę!
SZLACHETNA PACZKA ma już czternaście lat. Po raz pierwszy została zorganizowana w Krakowie w 2000 roku. Wtedy grupa studentów duszpasterstwa akademickiego prowadzona przez ks. Jacka Stryczka (dziś prezesa Stowarzyszenia WIOSNA) obdarowała 30 ubogich rodzin. Dzisiaj projekt SZLACHETNEJ PACZKI ma charakter ogólnopolski i jak żadna inna akcja charytatywna w Polsce łączy działania setek tysięcy osób. Tylko w 2013 roku SZLACHETNA PACZKA dotarła do 17 684 rodzin w potrzebie oraz zjednoczyła ponad półtora proc. Polaków!