Poniedziałek Wielkanocny jest w polskiej tradycji przedłużeniem radości ze zmartwychwstania Chrystusa. Nie jest on świętem nakazanym i nie ma obowiązku w tym dniu uczestniczenia we mszy świętej - wyjaśniają teolodzy. Ze świętami związanych jest wiele zwyczajów i obrzędów. W tradycji ludowej Poniedziałek Wielkanocny znany jest jako śmigus-dyngus albo lany poniedziałek.
Wielkanoc, jedno z najstarszych świąt chrześcijańskich, obfituje w liczne zwyczaje i obrzędy, które od wieków kształtują kulturowy krajobraz Polski. Jednym z najbardziej charakterystycznych i zarazem najbardziej radosnych jest śmigus-dyngus, czyli lany poniedziałek.
Ten wielkanocny zwyczaj, łączący w sobie elementy zabawy, tradycji i dawnych wierzeń, jest obchodzony zarówno na wsiach, jak i w miastach, choć jego forma i intensywność mogą się nieco różnić.
Zwyczaj śmigusa-dyngusa ma swoje korzenie w czasach przedchrześcijańskich, co sugeruje jego związek z wiarą w życiodajną moc wody i budzącej się przyrody.
Dr Katarzyna Waszczyńska, wykładowca z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW, powołując się na badania i literaturę przedmiotu, w tym na książkę Barbary Ogrodowskiej "Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne", wskazuje na możliwe pochodzenie zwyczaju z terenów niemieckich lub od niemieckich osadników.
Pierwsze wzmianki źródłowe o śmigusie-dyngusie pochodzą z XV w. - z ustawy synodu poznańskiego "Dingus prohibetur" z 1420 r. - zakazującej tych zwyczajów pogańskich.
"Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (…), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego" - można przeczytać w dokumencie.
Tradycyjnie, śmigus-dyngus obejmował dwa odrębne zwyczaje: "suchy" śmigus, polegający na smaganiu zielonymi gałązkami, oraz "mokry" dyngus, czyli polewanie wodą.
Pierwszy z nich był bardziej popularny w północnej Polsce, natomiast drugi dominował na południu i w centrum kraju.
Dawniej w lany poniedziałek chodzono po dyngusie tak, jak po kolędzie przy okazji Bożego Narodzenia. Chłopcy włóczyli się do domu do domu, dopominając o jedzenie i pisanki, śpiewając. Zazwyczaj te przechadzki kończyły się oblewaniem dziewcząt wodą. A nieoblanie oznaczało brak powodzenia.
Z czasem oba te zwyczaje połączyły się, tworząc współczesną formę świętowania, którą znamy dzisiaj.
Współczesne obchody śmigusa-dyngusa różnią się jednak znacząco od tych historycznych. Jak zauważa dr Waszczyńska, tradycje te coraz rzadziej są kultywowane w ich pierwotnej formie, co wynika z wielu czynników, takich jak pandemia, obowiązujące zakazy, czy też upraszczanie zwyczajów świątecznych.
Dodatkowo, zmiany w społeczeństwie, takie jak migracja czy zmiana kontekstu kulturowego, również mają wpływ na sposób, w jaki dzisiaj obchodzimy lany poniedziałek.
"Przykładem niech będzie wątek matrymonialny. Nie polewa się dzisiaj panien, czy nie chodzi po kweście, by okazać zainteresowanie danej dziewczynie. Raczej polewanie wodą jest zabawą dzieci. Proszę zwrócić uwagę choćby na asortyment w sklepach, który ma służyć do polewania, kiedyś korzystano po prostu z kubła lub garnka mniejszego lub większego. Przyczynia się do tego również migracja i zmiana miejsca zamieszkania, co niejednokrotnie powiązane jest również ze zmianą kontekstu kulturowego itd." - mówi dr Waszczyńska.
Śmigus-dyngus, będący jednym z najbardziej rozpoznawalnych zwyczajów wielkanocnych, jest doskonałym przykładem na to, jak tradycje ewoluują, dostosowując się do zmieniających się realiów społecznych i kulturowych.
Jego historia i obecna forma są świadectwem bogactwa polskiego dziedzictwa kulturowego, które warto pielęgnować i przekazywać kolejnym pokoleniom.