Państwo Islamskie ma już nowego lidera. Jak informuje "Newsweek", na czele terrorystycznej organizacji stanął Abdullah Kardasz - były oficer w armii Saddama Husajna. Poprzedni szef terrorystów Abu Bakr al-Bagdadi zginął w ataku amerykańskich sił na północy Syrii.

Według "Newsweeka" Abdullah Kardasz już od pewnego czasu kierował Państwem Islamskim - był odpowiedzialny za planowanie operacji. Bagdadi był tylko twarzą organizacji, nie był zaangażowany w planowanie. Wszystko co robił, to mówił "tak" lub "nie" - mówi przedstawiciel wywiadu w rozmowie z "Newsweekiem".

Kardasz pochodzi ze znajdującego się na północnym zachodzie Iraku miasta Tall Afar. Skończył studia na uniwersytecie w Mosulu i służył w armii irackiej w czasach reżimu Saddama Husajna. Abu Bakra al-Bagdadiego poznał w Camp Bucca - amerykańskim więzieniu w Iraku. To prawdopodobnie tam Bagdadi zebrał swoich przyszłych zwolenników i zaczął realizować plan założenia islamskiego kalifatu. Kardasz był także członkiem Al-Kaidy, zanim przystąpił do Państwa Islamskiego.

Nazywany przez dżihadystów "Profesorem" lub "Niszczycielem" Kardasz zasłynął z autorytarnych, brutalnych rządów w samej organizacji. To on odpowiadał za eliminowanie frakcji w Państwie Islamskim, które nie zgadzały się z wizją al-Bagdadiego. Według ekspertów ma on jednak duży autorytet wśród islamskich terrorystów.

Zdaniem singapurskich naukowców badających dżihadystyczne organizacje terrorystyczne, al-Bagdadi wybierając swojego następcę zwracał uwagę na jego pochodzenie i religijność. Uważa się, że Kardasz pochodzi z plemienia Kurajszytów, z którego wywodzi się także ród proroka Mahometa. Jako absolwent mosulskiej uczelni Kardasz jest także zaznajomiony z historią religii i prawem islamskim.

Eksperci obawiają się, że śmierć al-Bagdadiego może doprowadzić do nowej fali zamachów terrorystycznych. Uderzą w Syrię, wywołają chaos w Iraku, Europie i na pewno w Stanach Zjednoczonych - mówi przedstawiciel wywiadu.

Szef francuskiego MSW Christophe Castaner ostrzegł policjantów w specjalnym oświadczeniu, że mogą zacząć pojawiać się "wezwania do zemsty". Uśpieni agenci będą chcieli się zrewanżować za śmierć Bagdadiego - mówi z kolei Mazloum Abidi, jeden z wysoko postawionych oficerów Syryjskich Sił Demokratycznych.

"USA pociągnęły do odpowiedzialności terrorystę nr 1 na świecie"

W sobotę amerykański prezydent Donald Trump poinformował o śmierci przywódcy ISIS. Podał, że wysadził się on w powietrze podczas operacji amerykańskich sił specjalnych w północno-zachodniej Syrii.

Zginął jak pies i tchórz - powiedział przywódca USA. Według niego była to "wielka noc dla świata i USA", a Stany Zjednoczone "pociągnęły do odpowiedzialności terrorystę numer jeden na świecie". Trump podczas wystąpienia stwierdził, że Abu Bakr al-Bagdadi "był chorym i zdemoralizowanym człowiekiem i teraz go nie ma".

Bandyta, który chciał tak bardzo zastraszać innych spędził swoje ostatnie chwile w całkowitym strachu, panice i obawie, będąc przerażonym amerykańskimi oddziałami idącymi po niego - mówił Trump. Szef ISIS na koniec swojego życia miał płakać i ukryć się na końcu tunelu bez wyjścia, wysadził się w nim wraz z trójką dzieci, a po wybuchu tunel zawalił się - relacjonował prezydent USA. 

Donald Trump podał informację o śmierci szefa ISIS w czasie specjalnego wystąpienia transmitowanego z Białego Domu. To był priorytet dla mojej administracji - powiedział amerykański prezydent. 

Według oficjalnych informacji Bagdadi przebywał w miejscowości Barisza, na północy Syrii, tuż przy granicy z Turcją. Tereny te kontrolowane były przez inną grupę dżihadystów - Hayat Tahrir al-Szam, prowadzoną przez dawnego sojusznika Bagdadiego, Abu Mohammeda al-Dżolaniego. Grupy te jednak od lat z sobą rywalizowały.

>>> SZEF PENTAGONU UJAWNIA SZCZEGÓŁY OPERACJI