Trener norweskich skoczków Alexander Stoeckl po pozytywnym teście na Covid-19 w niedzielę przebywa w izolacji w hotelu w Klingentahl. Pozostali trenerzy i członkowie aparatu pomocniczego zostali również odsunięci od jego podopiecznych ze względów bezpieczeństwa.
Powodem jest obawa, aby przed Turniejem Czterech Skoczni nie powtórzył się przypadek Halvora Egnera Graneruda, którego test na Covid-19 w marcu wyeliminował go z konkursów mistrzostw świata w Obersdorfie i "uziemił w Niemczech na 14 dni".
Na zawody w Englebergu przyleci z Norwegii inny trener, Tomas Lobben, który nigdy wcześniej nie prowadził Norwegów w Pucharze Świata. Jest byłym skoczkiem, mistrzem Norwegii na dużej skoczni z 2007 roku i trenerem na szczeblu młodzieżowym. Jednym z jego wychowanków jest Robert Johansson.
Stoeckl spędził dwie doby w hotelu w centralnym Kilngentahl, skąd został przeniesiony przez organizatorów do Waldhotel Vogtland, który - jak stwierdziły norweskie media - położony jest "w środku bezludnych wschodnioniemieckich lasów".
"Przebywam w hotelu, który ma 150 łóżek, lecz jestem jedynym gościem z zakazem wychodzenia z pokoju. To jest izolacja z typu tych totalnych. Uważam, że jest to przesada i jakiś absurd, ponieważ gdybym wyszedł do lasu, mógłbym mieć kontakt jedynie z jakimiś zwierzętami, ponieważ ludzi tu nie ma. Obiekt jest zamknięty, więc kiedy jestem głodny, muszę dzwonić do jego właściciela z prośbą o posiłek" - powiedział Stoeckl dziennikowi "Dagbladet".
Jak ustaliły norweskie media, właścicielem "hotelu w byłym NRD" jest... szef komitetu organizacyjnego PŚ w Kilngentahl i za przymusowy pobyt jego jedynego gościa "słony rachunek" płaci norweska federacja narciarska.
"Zawody w Engelbergu będę oglądał w telewizji. Niemieckie przepisy są surowe, lecz jak widać nie do końca. Narzucono mi 14-dniową kwarantannę, ale uzyskałem pozwolenie, że po siedmiu dniach będę mógł pojechać do Austrii samochodem, który będę prowadził samotnie. Tam dokończę izolację, a później już wprowadzę się na święta do mamy" - powiedział szkoleniowiec.