Po raz trzeci z rzędu Dawid Kubacki przystępował do zawodów w Innsbrucku zajmując trzecie miejsce na półmetku narciarskiego Turnieju Czterech Skoczni. W poprzednich latach na Bergisel zawodził i tracił szansę na dobry wynik. W sobotę był drugi i objął prowadzenie w imprezie.

Będę robił swoje, to jest dla mnie najważniejsze. Udowadniać nikomu chyba nic nie muszę - tak na spokojnie Dawid Kubacki skomentował w piątek dość zabawną sytuację, kiedy młody kibic po kwalifikacjach życzył mu drugiego miejsca. Pierwsze zarezerwował bowiem dla Kamila Stocha.

Chcąc nie chcąc w sobotę 29-letni złoty medalista ubiegłorocznych mistrzostw globu w Seefeld pokazał jednak, że teraz to on jest numerem jeden w polskiej kadrze i należy do ścisłej światowej czołówki.

Przed konkursem Kubacki do prowadzącego w TCS Japończyka Ryoyu Kobayashiego tracił 8,5 pkt, a do drugiego Niemca Karla Geigera 2,2 pkt. Natomiast nad czwartym Norwegiem Mariusem Lindvikiem miał 10,4 pkt przewagi.

Kwalifikacje oraz seria próbna potwierdzały, że to właśnie ci zawodnicy są obecnie w najwyższej formie. W walce o punkty pierwszy z nich na belce usiadł Kubacki. Osiągnął aż 133 m i został liderem. Skaczący chwilę później Kobayashi uzyskał 122 m, a Geiger 117,5. Dopiero kończący pierwszą serię Lindvik zdołał dorównać Polakowi. Również skoczył 133 m, a wyprzedzał go tylko o 1,3 pkt dzięki mniejszej karze za sprzyjający wiatr.

 

To był naprawdę fajny skok i trener mi to potwierdził. Właśnie takie próby chciałbym zawsze wykonywać. Jeszcze jakby sędziowie bardziej zaczęli doceniać mój telemark przy lądowaniu, to byłoby super - powiedział Kubacki.

Już w tym momencie objął prowadzenie w klasyfikacji TCS, a runda finałowa nic w tej kwestii nie zmieniła. Czołowa dwójka uzyskała po 120,5 m przy dokładnie takich samych warunkach wietrznych oraz identycznych notach za styl. O triumfie Norwega zadecydowała więc przewaga z pierwszego skoku.

Ten drugi skok mógł być lepiej wykonany. Rezultat końcowy byłby lepszy. Jak widać wciąż czeka mnie praca. Mimo to jestem zadowolony z tego dnia - podkreślił Kubacki.

Rywalizacja w Innsbrucku już nie pierwszy raz wywróciła klasyfikację TCS. Teraz lideruje Kubacki, który ma 9,1 punktów przewagi nad Lindvikiem. Trzeci ze stratą 13,3 pkt jest Geiger. Czwarty Kobayashi traci natomiast do Polaka 13,7 pkt.

To, że jestem liderem tylko i wyłącznie przemawia na moją korzyść. Prawda jest jednak taka, że nic to nie zmienia w kwestii mojego przygotowania się do konkursu, tego na czym mam się koncentrować, nad czym pracować. Trzymam się tego od początku turnieju i jak widać służy mi to. Nic nie będę zmieniał - podkreślił.

Kubacki ma duże powody do zadowolenia, bo wcześniej jego najlepszym wynikiem na Bergisel było 12. miejsce, na którym uplasował się w ubiegłorocznych mistrzostwach świata. W dwóch poprzednich TCS zajmował w Innsbrucku 20. i 18. pozycję, co w klasyfikacji generalnej kosztowało go spadek na odpowiednio piątą i siódmą lokatę. Teraz przed wieńczącymi imprezę poniedziałkowymi zawodami w Bischofshofen jest w nieporównywalnie lepszej sytuacji.

Nie wiem czy zachować spokój przed ostatnim konkursem będzie mi łatwo, ale jestem pewny, że sobie z tym poradzę. Nie zamierzam nakładać na siebie presji, ani przejmować się tą, którą inni próbują na mnie nałożyć. Nie powiem, że będzie to taki sam konkurs jak każdy inny, ale moje podejście będzie takie same - zapewnił.

W dodatku w przeciwieństwie do Bergisel skocznia imienia Paula Ausserleitnera nie wymaga "odczarowania". Kubacki jest bowiem jej aktualnym rekordzistą. Rok temu w kwalifikacjach uzyskał 145 m, a w konkursie musiał uznać wyższość jedynie będącego wówczas w rewelacyjnej formie Kobayashiego.

Kubacki może zostać trzecim Polakiem, który wygrał Turniej Czterech Skoczni. Wcześniej dokonali tego Adam Małysz (2001) i dwukrotnie Kamil Stoch (2017 i 2018).