Blisko 50 milionów kart do głosowania z ostatnich wyborów samorządowych wciąż czeka na sprawdzenie i nadal nikt nie ma do nich dostępu. Choć nawet nowa Państwowa Komisja Wyborcza widzi potrzebę kontroli głosów nieważnych, nie istnieją obecnie przepisy, które pozwalałyby na to. Co więcej: nie powstał nawet ich projekt. Konstytucjonalista prof. Marek Chmaj wyjaśnia w rozmowie z RMF FM, że nawet ponowne zliczenie wszystkich głosów nie da szansy na obalenie wyniku wyborów. "Wybory zostały uznane za ważne w demokratycznych procedurach, niezawisłe sądy to potwierdziły" - mówi konstytucjonalista.
Tomasz Skory: Panie profesorze, wraca pomysł, że należy coś zrobić z tymi głosami, które zostały zgromadzone po wyborach samorządowych. Mimo uznania ważności wyborów one nadal są przechowywane zgodnie z zaleceniami Państwowej Komisji Wyborczej, mimo że prawo tego nie wymaga. Czy widzi pan jakieś szanse na przeliczenie, sprawdzenie, wskazanie, które z nich były nieważne i z jakich powodów, i czy to w ogóle można zrobić?
Profesor Marek Chmaj: Teraz niestety nie mamy w kodeksie wyborczym żadnych procedur, które by umożliwiały przeglądanie przez osoby postronne kart do głosowania. Już nie mówię o samych ugrupowaniach politycznych, ale nawet o naukowcach, więc trzymamy mnóstwo papierów. Pamiętajmy, że niektórzy wyborcy oddawali nawet cztery czy pięć głosów, bo to były wybory samorządowe, wybory do różnych szczebli i tak ogromna ilość papieru jest składowana tak naprawdę nie wiadomo, po co.
Właśnie wiadomo, po co. Nawet obecny szef Państwowej Komisji Wyborczej, prof. Hermeliński przyznaje rację tym, którzy mówią, że należy zbadać te głosy, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nie doszło tam do fałszerstw. Tylko nie ma, jak tego zrobić.
Zbadać te głosy mogła prokuratura. Jeżeli zgłoszono by protest przeciwko ważności wyborów w danym okręgu. Takie protesty zgłaszano, jeżeli była odpowiednia konieczność, prokuratura liczbę tych głosów weryfikowała. Teraz, kiedy protesty wyborcze zostały już rozpoznane, tak naprawdę nie ma podmiotu, który mógłby te głosy weryfikować i nawet nie ma podmiotu, który chciałby to robić. Być może jakieś ambitne organizacje pozarządowe chciałyby te głosy liczyć albo naukowcy w ramach badań stricte politologicznych bądź socjologicznych, ale do tego byśmy musieli wprowadzić pewne procedury, czyli tak już mówiąc krótko - należałoby znowelizować odpowiedni fragment kodeksu wyborczego.
Można to robić i wyciągać odpowiednie wnioski, które wpływają na przykład na uzyskany w wyborach efekt, gdyby się okazało, że są różnice między tym, co się sprawdzi po, daleko po wyborach a tym, co uznano za wynik wyborów?
Zawsze badania prowadzą do jakichś wyników. Nie wiemy, czy to będą badania ilościowe czy jakościowe - to wszystko zależy od zastosowanej metody i badania kończą się podaniem wyników do wiadomości. Nie wiem, jakie będą to wyniki, czy pozwolą na wyciągnięcie wniosków na przyszłości i ulepszenia na przykład kart do głosowania, ale zawsze jeżeli już ponosimy koszty przetrzymywania tych głosów, to dajmy komuś możliwość oglądania tych głosów.
Gdyby pan prawnik konstytucjonalista miał zaprojektować rozwiązanie prawne, które pozwoliłoby na zweryfikowanie niejako powtórne tych wyników wyborów właśnie przez przejrzenie, przeliczenie, sprawdzenie tych kart, które nadal są przetrzymywane to jakby one wyglądały?
Pamiętajmy, że w państwie najlepsza jest transparentność, czyli jawność, przezroczystość pewnych procedur. Oczywiście możemy stworzyć mechanizm, że głosy są przetrzymywane na przykład przez 3 lata w określonym miejscu i prawo do dostępu do tych głosów mają poszczególne kategorie osób: dziennikarze, naukowcy, przedstawiciele komitetów wyborczych. Trudno, żeby każdy obywatel, każdy wyborca chciał te głosy przeglądać, bo po pierwsze wyborca tak naprawdę nie zweryfikuje jakości, tylko najwyżej ilość, a po drugie to nie służy określonym badaniom, tylko zaspokojeniu własnej ciekawości, a zatem ograniczony krąg podmiotów, ale na tyle konkretnie wskazany, żeby można było ułatwić dostęp do tych kart.
A upraszczając to, o co pytam, czy sposobu na to, żeby przy pomocy tego rodzaju badań wzruszyć wynik wyborczy uzyskany przed kilkoma miesiącami, po prostu nie ma?
Nie ma. Teraz wybory zostały uznane za ważne w demokratycznych procedurach, niezawisłe sądy to potwierdziły. My najwyżej możemy badać oddane głosy, możemy weryfikować zachowania elektoratu przy urnach. Z drugiej strony skoro te głosy są, może warto by je było zniszczyć? Ale przedtem zdigitalizować i ktoś, kto miałby ochotę mógłby sobie wtedy wejść na serwery Państwowej Komisji Wyborczej i przeglądać te głosy do skutku. Może to jest metoda na przyszłość, niszczmy po jakimś czasie papier, digitalizujmy, koszty utrzymania tych zdjęć na nośnikach nie byłyby duże, a wyborcy byliby zaspokojeni co do swojej ciekawości do weryfikacji wyników wyborów.
I jeszcze jedno pytanie na koniec. Pytanie natury prawno-technicznej. Czy takie ewentualne zmiany wprowadzone do kodeksu wyborczego, dotyczące właśnie przetrzymywania głosów itd. Wprowadzone no, począwszy od dnia dzisiejszego później. Mogłyby obejmować wybory, które się odbyły pół roku temu? Mogłyby ich dotyczyć?
Hipotetycznie prawo nie działa wstecz, ale mogą przepisy działać wstecz, jeżeli chodzi o korzyść obywateli. Jeżeli chcemy zaspokoić konstytucyjne prawo obywatela do informacji, to możemy zrobić taką regułę, która umożliwi dostęp do dokumentów już wcześnie wytworzonych. Tutaj nie widzę zagrożenia konstytucyjności.
(md)