To była ostatnia edycja naszej zabawy "I Ty możesz zagrać w serialu Czas honoru". Tym razem Waszym zadaniem było napisanie historii do jednego zdjęcia. Fotografia pochodzi z prywatnego archiwum. Zdjęcie zostało zrobione w sierpniu 1944 roku w Grójcu, kilka tygodni po ślubie łączniczki AK Ireny Wróblewskiej i adiutanta komendanta ośrodka AK Głuszec w Grójcu Stanisława Wójcika.

Irena i Stanisław poznali się w 1942 roku. W czasie wojny Irena była łączniczką AK. Starszy od niej o 10 lat Stanisław, który w czasie wojny nosił nazwisko Stanisław Jodłowski, był adiutantem komendanta ośrodka AK Głuszec w Grójcu. 23 lipca 1944 roku wzięli ślub. W czasie Powstania Warszawskiego Głuszec miał ruszyć z odsieczą walczącym w stolicy, ale ostatecznie nie doszło to do skutku. Irena i Stanisław do końca wojny pozostali w Grójcu. Stanisław zmarł dwa dni przed 50. rocznicą ich ślubu.

Irena Wójcik: W Grójcu mieszkał starszy brat mamy z żoną. Nie mieli dzieci, więc zaprosili mnie i starszą siostrę do siebie na wakacje. Tam nas zastała wojna. Wujek poszedł do wojska, mobilizacja, a myśmy zostały z ciotką i ona nas traktowała jak córki. Jak zaczęła się wojna to ona, nauczyciel, ktoś tam jeszcze, jakiś sędzia zaczęli tworzyć ten Związek Walki Zbrojnej. Potem, nie pamiętam już, w którym roku, wciągnęła nas do tego. Po drugiej stronie uliczki, gdzie mieszkaliśmy, na ukos, był taki wysoki budynek. Tam zamieszkał właśnie mój przyszły mąż. To był porucznik wojskowy, przedwojenny, 10 lat starszy ode mnie. W drugim pokoju mieszkał komendant tego ośrodka, który się zaczął tworzyć w Grójcu a on był adiutantem tego komendanta i często bywał w domu u ciotki.

Agnieszka Wyderka RMF FM: Pamięta pani pierwsze spotkanie ze swoim, później przyszłym mężem?

Pamiętam, jak on tam przychodził. W pierwszym momencie on mnie bardzo denerwował, bo on taki był powolny, jak wchodził. U ciotki to był taki śmieszny dom - dziwny kształt takiej ekierki i takie wejście od kuchni, zimą to się najczęściej tędy wchodziło. To była jedna sień, druga, więc on wchodził i pukał. Potem wchodził do drugiej i znowu - mnie to strasznie denerwowało. Potem, jak się zrobiło ciepło, tych młodych ludzi tam się przewijało dużo, on tam często przychodził, tam był taki duży ogród. Śmiałam się, że ze wszystkimi flirtował po kolei. Jak to kiedyś moja siostra zapytała: " Jak to było, że on z każdą flirtował, a z tobą się ożenił?" Ja mówię : "Wiesz co, nie wiem jak to się stało." To nie była taka jakaś miłość od pierwszego wejrzenia, tylko to tak pomału jakoś tak narastało.

A jak pani przyszły mąż zabiegał o względy, jak się starał?

Właściwie trudno powiedzieć, żeby jakoś zabiegał specjalnie. Przychodził, nieraz w tym ogrodzie posiedzieliśmy. Ponieważ byłam łączniczką, to jak musiałam do niego pójść, a drzwi były zamknięte, to pukałam tam w okno w jego pokoju. Nawet właścicielka tego domu, starsza pani nieświadoma, kto u niej mieszka i co się dzieje, tak kiedyś mówiła do ciotki: "Też pani mecenas nie zwraca uwagi - panna Irenka przychodzi, puka w okienko do pana Stanisława i idą gdzieś". Jakoś tak przez te częste kontakty, powoli, powoli ta nić, sympatia się nawiązała. Już potem zaczęliśmy myśleć o ślubie. W czasie wojny mąż miał inne nazwisko. Ciotka była w Warszawie a wcześniej on jeszcze złamał sobie rękę na motorze. W Warszawie był, ja tam jeździłam do niego do tego szpitala. No i pojechaliśmy do ciotki do Warszawy, że chcemy się pobrać. I ciotka mówi  tak do mojego przyszłego męża: "Wszystko dobrze, tylko ty, mój drogi, powiedz, jak ty się nazywasz. Za kogo ja tę córkę wydaję?" On się śmiał: "Brzydkie mam nazwisko". "Jak chce wyjść za ciebie, to i na nazwisko pewnie. I powiedział ciotce, jakie ma nazwisko.

Moja siostra po swoim ślubie wyjechała ze szwagrem do Warki. On tam zaczął pracować w ośrodku AK-owskim. 22 Lipca pojechaliśmy tam na sobotę i na niedzielę do siostry. A ponieważ ciotka była w kierownictwie w AK, już wiedziała, że będzie powstanie. Przyjechała tam do Warki, do siostry i mówi do nas tak: "Moi drodzy, jak chcecie żebym była na waszym ślubie, to ślub musi być już!" Jeszcze data nie była ustalona, ale mieliśmy już obrączki kupione. Mąż z kolegą wsiedli na motor, pojechali do Grójca po te obrączki. A ja w tej sukience, która tu jest na zdjęciu, pojechałam. To była taka jedwabna sukieneczka, pantofle z taśmy miałam. Miałam ładne pantofelki to mówiłam, żeby mi przywiózł. Nie wiem dlaczego, czy nie znalazł, nie przywiózł mi tych pantofelków. Przywiózł tylko obrączki. I w niedzielę 23. w tej Warce wzięliśmy ślub. Szliśmy do kościoła, deszcz lał niemiłosiernie, ale to było niedaleko. Potem siostra starała jakiś tam zrobić obiad. Goście jacyś tacy przypadkowi. Nieraz z siostrą i ze szwagrem się zastanawiamy, skąd się wtedy tam wzięli. A  pierwszego wybuchło powstanie.

W tym czasie była szansa na prawdziwą suknie ślubną, na welon?

Nie. Nie wiem, jak to było, niby chcieliśmy się pobrać, niby myśleliśmy o tym, ale ciotki tu nie było. No i tak jak pojechałam w tej sukieneczce. To była taka jedwabna sukieneczka, nawet ładnie uszyta, bo tu krój miała taki ze skosu wiec się to tak marszczyło. Tych pantofelków mi nie przywiózł. Takie miałam ładne granatowe na takim niedużym słupeczku. No więc w tych pantoflach z taśmy, w tej zwykłej sukience, uczesana na gładko bo ja miałam warkocze więc tak upinałam sobie z tyłu taki koczek. Nie wiem, czy miałam jakiś kwiatek we włosach, już nie pamiętam. W każdym razie to zdjęcie w tym oknie to jest właśnie w dzień ślubu. To jest u siostry w oknie zrobione. I to jest jedyne zdjęcie, które mam z dnia ślubu.

TUTAJ ZNAJDZIESZ HISTORIE STWORZONE PRZEZ WAS