Rolnicy zapowiadają po świętach kolejne protesty. Tym razem nie będą jednak blokować dróg, a pojadą przed biura poselskie. Pomysł krytykuje wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak.
Protestujący od dwóch miesięcy rolnicy odpuszczają zwykłym ludziom. Nie planują w najbliższym czasie urządzać blokad dróg. Nie oznacza to jednak, że rezygnują z walki o swoje postulaty.
Po świętach chcą odwiedzić posłów w ich biurach. Zapowiadają się z wizytą na czwartek 4 kwietnia.
Będziemy chcieli odwiedzić każde biuro poselskie od lewa do prawa - mówi reporterce RMF FM Stanisław Barna, jeden z liderów rolniczych protestów.
Rolnicy mają zabrać ze sobą - jak sami mówią - "symboliczne prezenty".
Dobrodziejstwa wsi: jaja, ziemniaki, nawóz naturalny - wylicza Mateusz Kulecki, rolnik z Pomorza z Ruchu Młodych Farmerów.
To nie koniec. 4 czerwca rolnicy chcą udać się do Brukseli, by dołączyć do farmerów z innych krajów, niezadowolonych z unijnej polityki.
Wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak zapowiedział, że tuż po świętach spotka się z rolnikami. Zaznaczył jednak, że rozmowy będzie toczyć wyłącznie z tymi, którzy podpisali porozumienie z ministrem Siekierskim w Jasionce. O zapowiadanym na czwartek po świętach proteście mówi "niepotrzebne".
Nie jest ani potrzebne, ani nie zmieni procesów, które są rozpoczęte - powiedział.
Głównym punktem spornym między rolnikami a ministerstwem jest import do naszego kraju produktów rolnych z Ukrainy.
W czwartek w Warszawie odbyły się polsko-ukraińskie konsultacje międzyrządowe poświęcone m.in. problemom z eksportem ukraińskich produktów do Polski i Unii Europejskiej.
Premier Donald Tusk stwierdził po spotkaniu, że w kwestii tranzytu ukraińskich produktów rolnych chodzi mu o wypracowanie rozwiązania, które "da poczucie bezpieczeństwa naszym producentom, naszym rolnikom".
Według wiceszefa resortu rolnictwa Michała Kołodziejczaka, strona ukraińska kilka tygodni temu zadeklarowała dobrowolne wstrzymanie od 1 kwietnia tranzytu zboża przez Polskę, teraz jednak nie chce dotrzymać tych ustaleń.