Przed sądem w Gdańsku ruszył dziś proces w sprawie organizacji finałowego koncertu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w 2019 roku. Podczas imprezy na scenie zamordowany został prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Proces miał ruszyć jeszcze w zeszłym roku. Z różnych powodów, także związanych z pandemią, do tej pory nie udawało się go rozpocząć.
Dziś stawili się wszyscy oskarżeni. Jest ich siedmioro - nikt nie przyznał się do winy. To przedstawiciele agencji ochrony, która zabezpieczała koncert, policjanci, którzy wydawali zgody związane z jego organizacją, podobnie jak urzędnik miejski, także oskarżony. Do tego dwie osoby z Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku.
Dwie osoby z Regionalnego Centrum Wolontariatu zgodnie z opinią biegłego nie dopełniły swoich obowiązków w zakresie właściwego zapewnienia bezpieczeństwa osobom będącym na imprezie. Zarzucono im narażenie uczestników imprezy na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Podobny zarzut postawiono dwóm osobom zarządzającym Agencją Ochrony Tajfun, tj. właścicielowi Agencji Ochrony oraz dyrektorowi ds. ochrony i BHP.
Urzędnikowi Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku, który wydał decyzję zezwalającą na organizację imprezy, pomimo uchybień w złożonym wniosku, oraz dwóm funkcjonariuszom policji, którzy wydali w tym zakresie pozytywną opinię - zarzucono niedopełnienie obowiązków służbowych i narażenie uczestników imprezy na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Jak przewiduje dziennikarz RMF FM Kuba Kaługa, już sama liczba oskarżonych i pokrzywdzonych - na wokandzie wskazano ponad 50 osób - wskazują na to, że spodziewać należy się długiego procesu.
Dołożyłam wszelkich starań, żeby uczestnicy imprezy nie byli narażeni na cokolwiek złego - powiedziała przed sądem Agnieszka B., była prezes Regionalnego Centrum Wolontariatu. Nie przyznała się do winy. Złożyła wyjaśnienia, ale zgodziła się tylko odpowiadać na pytania swojego obrońcy.
Ze swojej strony starałam się dopilnować wszystkiego, począwszy od złożenia do służb planu zabezpieczenia imprezy. Nie byliśmy wzywani do uzupełnienia tego dokumentu, nie było żadnych poprawek. Nie miałam żadnych wątpliwości co do profesjonalizmu agencji ochrony, która zajmowała się też ochroną trwającego obok koncertu WOŚP jarmarku bożonarodzeniowego - mówiła oskarżona.
Jej zdaniem, w kulminacyjnym momencie na koncercie finałowym WOŚP w Gdańsku było ok. 3 tysięcy osób. Co było jednak zgodne z planem zabezpieczenia, bo plan ten był przygotowany na 4 tysiące uczestników, do czego agencja ochrony nie wnosiła żadnych uwag. To jej pracownicy wpuszczali ludzi na imprezę - stwierdziła Agnieszka B.
Obrońca Gracjana Z., właściciela agencji ochrony Tajfun, która zabezpieczała imprezę, z kolei zawnioskował o przesłuchanie w tej sprawie także oskarżonego o zabójstwo Adamowicza Stefana W. Sam Gracjan Z. przyznał, że otrzymał od organizatorów informacje, że na imprezie będzie przebywać rotacyjnie do 1500 osób i na taką skalę się przygotował. Według niego w kulminacjom momencie uczestników było nawet około 10 tysięcy.
Oskarżeni policjanci czy urzędnik przyznali natomiast, że nie widzą związku między wydanymi przez siebie decyzjami administracyjnymi, a tym co stało się na scenie WOŚP. Kolejna rozprawa zaplanowana jest na 22 marca.
13 stycznia 2019 roku wieczorem 27-letni Stefan W. podczas gdańskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wtargnął na scenę i zaatakował nożem prezydenta Pawła Adamowicza. Na nagraniach pokazujących zdarzenie widać jak napastnik przebiega przez scenę, podbiega do prezydenta Gdańska i uderza go nożem. Później, chodząc po scenie, podnosi w górę ręce w geście zwycięstwa. Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz - krzyczał ze sceny, zanim został obezwładniony - wynika z filmów, na których zarejestrowano zdarzenie.
Jeszcze w nocy ugodzony kilkukrotnie nożem Adamowicz przeszedł w szpitalu pięciogodzinną operację. Następnego dnia zmarł. Sekcja zwłok wykazała na jego ciele m.in. trzy głębokie rany - jedną zadaną w okolicy serca i dwie w brzuch.
Stefan W. został zatrzymany tuż po ataku na samorządowca. Postawiono mu zarzut zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Czyn ten jest zagrożony karą co najmniej 12 lat więzienia, 25 lat pozbawienia wolności, a nawet dożywocia. Stefan W. nie przyznał się do jego popełnienia. W chwili zdarzenia był trzeźwy, nie był także pod wpływem środków odurzających ani leków.
Wcześniej Stefan W. był karany za napady z bronią w ręku na placówki bankowe. W tej sprawie zatrzymano go w czerwcu 2013 r., a rok później sąd skazał go na 5,5 roku więzienia. Odbywanie kary skazany skończył 8 grudnia 2018 r.
Termin śledztwa w sprawie zabójstwa Pawła Adamowicza został przedłużony do 13 kwietnia 2021 roku.