Emocje oscarowe rosną. Laureatów nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej poznamy w nocy z niedzieli na poniedziałek. Gdzie jest gablota na Oscara? O to nieustannie pytają widzowie, którzy zwiedzają w łódzkim Muzeum Kinematografii wystawę poświęconą "Idzie". Ale bez względu na werdykt Akademii "Ida" już zapisała się w historii polskiej kinematografii jako jeden z jej najwspanialszych sukcesów. Z producentem filmu, Piotrem Dzięciołem, rozmawia Magda Miśka-Jackowska z RMF Classic.
Magda Miśka-Jackowska: Czy kolejne światowe sukcesy "Idy" potrafią jeszcze państwa zaskoczyć?
Piotr Dzięcioł: Ciągle. Cały czas o tym myślimy. Przystępując do realizacji "Idy", mieliśmy świadomość, że to będzie skromny, mały, czarno-biały film z aktorką-amatorką w roli głównej. Nigdy nie przypuszczaliśmy i nigdy nie zakładaliśmy, że ten film może odnieść tak ogromny sukces na świecie. Ale nie tylko na świecie. W Polsce też nie jest źle. Film wrócił do kin. Od amerykańskiego dystrybutora dostajemy dużo recenzji z pokazów w różnych miastach. To są recenzje najlepszych amerykańskich krytyków. Słowo "masterpiece" pojawia się tam naprawdę bardzo często. To jest coś niesamowitego. Zrobić arcydzieło.
Każdy film dla pana jako producenta jest swego rodzaju dzieckiem, owocem pracy. "Ida" to z pewnością wyjątkowe dziecko. Czy ten film dał panu jakieś nowe doświadczenia?
Każdy film uczy nas czegoś innego. Chociażby to wszystko, co się wydarzyło przy "Idzie", a czego się naprawdę nie spodziewaliśmy. Byliśmy przekonani, że robimy małe, kameralne, artystyczne kino dla garstki ludzi, którzy kino kochają. Okazało się, że to nie jest tak mała garstka i że "Ida" ma fanów na całym świecie. Każdy film jest nowym wyzwaniem. Piękne jest to, że w tej pracy nie ma reguł. Robiliśmy wiele filmów, co do których na etapie scenariusza czy realizacji byliśmy przekonani, że zdobędziemy Mont Everest. I nie udawało się. Róbmy to, co robimy, jak najlepiej możemy. I liczmy na to, że widzowie to docenią.
Operatorzy amerykańscy kochają ten film. Chcą widzieć takie filmy w kinie przyszłości.
W jakimś sensie jest to powrót do kina sprzed lat, na którym ludzie pokolenia Pawła Pawlikowskiego i mojego się wychowali. Rok temu triumfowało "Wielkie piękno", włoski film, który moim zdaniem ewidentnie nawiązywał do Felliniego. W tym roku "Ida" odnosi takie sukcesy, a która też jest nawiązaniem do kina lat 60., pięknych czarno-białych zdjęć, do formatu 3x4. To jest ogromny sukces Pawła, bo on wymyślił taką koncepcję tego filmu i Ryszarda Lenczewskiego, a potem Łukasza Żala, którzy tę koncepcję zrealizowali.
Jaką historię ma "Ida" za kulisami produkcji?
Nie ukrywamy tego, że nad "Idą" pracowaliśmy bardzo długo. Pierwszy etap, jeszcze bez nas, to była praca Pawła Pawlikowskiego nad scenariuszem. Dla Pawła scenariusz nigdy nie jest zamknięty. Film powstaje na planie. Paweł nie był początkowo zadowolony z tego, co napisał. Podjął w pewnym momencie decyzję robienia innego filmu, we Francji. Wtedy powstał film "Kobieta z piątej dzielnicy" i dopiero po skończeniu tego filmu wrócił do nas. I zaczęliśmy pracę od początku, tzn. ciągle nad scenariuszem. Ale wtedy już zaczęły się castingi, pojawili się scenografowie, zaczęliśmy szukać lokacji.
Pojawiły się dwie Agaty.
Agata Kulesza i Agata Trzebuchowska. Pojawiły się problemy z pogodą. Kiedy zaczynaliśmy zdjęcia i wydawałoby się, że lada moment je skończymy, przyszła zima. Nie zakładaliśmy tego, poza jedną sceną, że ten film będzie dział się zimą. Musieliśmy przerwać zdjęcia, licząc na to, że polska zima potrwa tydzień i potem znowu wróci słota. Tym razem tak się nie stało. To była zima roku 2012, która trwała dokładnie trzy i pół miesiąca. Ale nie straciliśmy tego czasu. Paweł w tym czasie siedział w montażowni i montował, dopisywał także nowe sceny i po tej przerwie wróciliśmy na plan. Musieliśmy jeszcze załatwić pieniądze na dodatkowe dni zdjęciowe, ale wtedy on już ten film miał. Już wiedział, jak "Ida" będzie wyglądać.
Jak pan ocenia konkurencję "Idy" w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny"?
To są świetne filmy. Bardzo lubię "Dzikie historie", ale wydaje mi się, że "Lewiatan" jest takim pełniejszym filmem. "Dzikie historie" są nierówne. "Lewiatan" wydaje mi się dużo silniejszą konkurencją, tym bardziej, że "Lewiatana" w USA dystrybuuje Sony Classics. Za produkcją stoi potężny producent i ogromne pieniądze. Jeszcze agencja PR-owska bardzo sprytnie ogrywa to, że jest to film antyputinowski, co moim zdaniem nie jest do końca prawdą. Robią wszystko, żeby wygrać.
Ma pan tremę przed oscarową galą?
Tego nie można nazwać tremą. To jest raczej ekscytacja. Jest coś fajnego w tym, że nagle widzi się wszystkich tych ludzi, których się kochało na ekranie i których filmy się oglądało. I to jest piękne. Wybrałem ten zawód z jakiegoś powodu. Głównie dlatego, że kocham kino. Lubię filmy oglądać i lubię filmy robić. Miło jest spotkać tych, którzy zabrali nam tyle czasu w życiu, kiedy oglądaliśmy filmy z nimi.
Magda Miśka-Jackowska, RMF Classic