W ubiegłym tygodniu odwiedziłam Tomasa Tranströmera w domu, ale nie rozmawiałam z nim o jego szansach na Nagrodę Nobla - przyznaje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Grzybem Magdalena Wasilewska-Chmura, tłumaczka szwedzkiego poety. "W momencie, jak przestaje się o tym myśleć i na tym się koncentrować, to los zaskakuje" - stwierdza.
Maciej Grzyb, RMF FM: Kiedy widziała Pani po raz ostatni noblistę?
Magdalena Wasilewska-Chmura: W ubiegłym tygodniu. Właśnie wróciłam ze Sztokholmu. Przeważnie, kiedy tam jestem, kontaktuje się z państwem Tranströmerami, z którymi jestem zaprzyjaźniona. Spotkaliśmy się i szczerze mówiąc, tym razem nie rozmawialiśmy o Noblu. Chociaż przeważnie takie pytania padają z mojej strony, razem z zapewnieniami, że będziemy tutaj trzymać kciuki. A oni zawsze, z pobłażliwym uśmiechem, zbywają te wszystkie komentarze. Tak wiemy, wiemy jak to jest, ale raczej nie ma szans, żeby to się zdarzyło.
Tym razem nie padło pytanie: "Może w tym roku"?
To dziwne, ale może coś w tym jest, że kiedy człowiek przestaje o tym myśleć i się na tym koncentrować, to los zaskakuje. Parę dni temu w Szwecji, czytałam dzienniki i przeglądałam notowania kandydatów. W "Dagens Nyheter" Tranströmer w ogóle nie był wymieniony, w "Svenska Dagbladet" był wymieniony najniżej wśród notowanych, za Salmanem Rushdiem i Bobem Dylanem, którzy znacznie zdystansowali go w tym rankingu. I nawet sobie zażartowałam, że jak jest tak źle, to może będzie dobrze. Ale szczerze mówiąc dzisiaj nawet nie myślałam, że to będzie właśnie ten dzień.
O czym była ta ostatnia rozmowa, kiedy się pani z nim widziała?
My rozmawiamy o życiu, muzyce. Ponieważ Tomas Tranströmer oprócz tego, że jest poetą, jest też muzykiem-amatorem. Ale takim amatorem na wysokim poziomie. Zawsze grał na fortepianie. Muzyka stanowi bardzo ważny element jego twórczości. Pisze dużo o muzyce i jest ona sposobem wejścia w taką metafizyczną rzeczywistość.
On jeszcze gra?
Gra. I to jest ciekawostka. Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale Tomas Tranströmer od lat 90. jest jednostronnie sparaliżowany, jest po wylewie i cierpi na afazję, czyli w zasadzie nie mówi. Nie mówi, z wyjątkiem kilku pojedynczych słów i fraz. Ale za pomocą tych słów i fraz bardzo wiele rzeczy komunikuje. Z żoną Moniką ma tak wspaniałe porozumienie, że ona, zarówno jego wyraz twarzy, jak i ton głosu i ewentualnie wskazanie czegoś palcem, przerabia od razu, że tak powiem, w jakąś narrację, którą on potwierdza bądź koryguje, że to nie o to chodzi. I wtedy innymi gestami lub półsłówkami udaje się dotrzeć do tego. I na przykład sama zauważyłam, że na temat muzyki udaje mi się z nim komunikować w podobny sposób - pokazując nuty. Tomas Tranströmer ma taką swoją ulubioną bibliografię fortepianowej literatury na lewą rękę. Ponieważ od czasu wylewu, od kiedy jest prawostronnie sparaliżowany wykonuje utwory na lewą rękę. Ponieważ jest taka dość bogata literatura fortepianowa, więc rzeczywiście ten repertuar ma znaczny. Oprócz tego wielu współczesnych kompozytorów szwedzkich pisze specjalnie dla niego takie utwory.
A pisze jeszcze wiersze?
Pracuje nad wierszami. Od czasu wylewu wydał dwa tomiki pełnowymiarowe. To jest "Gondola żałobna" w 1996 roku, za którą otrzymał prestiżową nagrodę Augusta i "Wielka zagadka", za którą również był nominowany do tej samej nagrody. I choć jej nie otrzymał, już sam fakt nominacji po raz drugi i to tomu poetyckiego było uważana za bardzo duże uznanie dla tego tomu. Oba tomy są przetłumaczone na język polski. Wiersza aktualnie przez niego pisane opierają się na wcześniejszych szkicach. Miałam okazję zobaczyć, kiedy część archiwum Tranströmera, która obecnie znajduje się w Bibliotece Królewskiej w Sztokholmie, była w ich domu w postaci kartonów z zeszytami i zapiskami, wówczas mogłam zobaczyć, w jaki sposób Tomas Tranströmer pisał. To nie są pojedyncze frazy, tam nie ma dużo skreśleń. On pisał prawie gotowe wiersze. Można powiedzieć, że w tych zeszytach jest materiał, który czeka jeszcze na ten ostatni szlif. Tak bym to sobie wyobrażała.
I to nie są znane wiersze?
Nie. Nie są znane, nie są opublikowane. Wydaje mi się, że potrzeba tylko takiej woli i siły twórczej, by to opracować, by coś z tym zrobić. Ponieważ Tomas Tranströmer jest bardzo precyzyjny i pieczołowity, jeżeli chodzi o dobór słów. To jest poezja bardzo wyważona i powiedziałabym, że z wiekiem zdąża on ku formie aforystycznej, ponieważ bardzo dużą część jego ostatniego tomu "Wielka zagadka" stanowią haiku. Przy tym haiku nie traktowane umownie, tylko jako krótka impresja związana bardzo ogólnie z kulturą japońską, lecz rzeczywiście Tranströmer formalnie trzyma się schematu 5+7+5 zgłosek. Więc to są wiersze szalenie ascetyczne, z bardzo niewielką ilością słów. Natomiast jest tam ogromna przestrzeń wrażeń, wyobraźni, jakaś przestrzeń metafizycznego przeżycia.
Jest pani tłumaczem. Łatwo się te wiersze przekłada na język polski?
Wydaje się na początku, i to są czasami pułapki, że wiersze, które od razu trafiają do człowieka, nie stawiają bardzo dużych wymagań intelektualnych, mogłoby się wydawać, przez odniesienia do literatury, mitologii, do doświadczeń codziennych, do kontaktu z naturą czy z najdrobniejszymi przedmiotami życia codziennego. I to są wrażenia, że to jest pewnie prosta poezja i w związku z tym prosto jest ją przetłumaczyć. Natomiast tutaj pojawia się trudność innego rodzaju. Mianowicie z tej prostoty wydobyć to, co stanowi o wielkości tej poezji, czyli taką metafizyczną głębię, przestrzeń takiego zadumania, zachwycenia i przeniesienie tych wszystkich obrazów, które są szalenie precyzyjne, niemalże drobiazgowe, jeśli chodzi o szczegóły, metafory które zaskakują zestawieniami różnych wrażeń zmysłowych. I to wszystko jednak odsyła gdzieś głębiej. Właśnie tę przestrzeń wydobyć, nie pozostać na powierzchni obrazu, czyli na tej warstwie werbalnej - to jest szalenie trudne. Ale też szalenie fascynujące. Także jest to ogromna przygoda i niesamowita frajda tłumaczyć poezję Tranströmera i poezję w ogóle.