Marek Dąbrowski wraz z pilotem Jackiem Czachorem wtorkowy etap Rajdu Dakar z Calamy do Iquique w Chile długości 459 km (w tym odcinek specjalny 422 km) ukończyli z przygodami. Na 200. kilometrze złapali gumę, a na wydmach musieli odkopywać swą Toyotę Hilux.

Po dziewięciu etapach Krzysztof Hołowczyc, z rosyjskim pilotem Konstantynem Żylcowem, awansowali na szóstą pozycję, a byli motocykliści Dąbrowski i Czachor - na siódmą. Małysz z Rafałem Martonem są na dziesiątym miejscu, zaś Martin Kaczmarski z Portugalczykiem Filipe Palmeiro - na 13.

Etap niesamowicie trudny. Pierwszą połowę przejechaliśmy jednak bezbłędnie. Dopiero na 200. kilometrze złapaliśmy gumę. Chcieliśmy jak najszybciej wymienić koło i ruszyć dalej, jednak było ono tak rozgrzane, że trzeba było czekać. Straciliśmy tam około pięciu minut. Przez wydmy przejechaliśmy nieźle, ale w jednym miejscu zawiśliśmy na piachu; nie obyło się bez odkopywania auta. Etap z przygodami, ale zaliczamy kolejną metę. W generalce mamy awans, jednak nie gubimy świadomości, że do mety jeszcze daleko
- zaznaczył Czachor.

Jego partner przyznał, że znali zjazd z wydmy prosto na biwak do Iquique, ale... Z perspektywy kabiny samochodu wyglądał on zupełnie inaczej niż z motocykla. Teraz jak już jesteśmy na dole myślę, że można było rozpędzić się jeszcze bardziej. Jechaliśmy 164 kilometry na godzinę i wówczas zobaczyliśmy, że dojeżdża nas Kamaz. Wyglądało to dość imponująco. Postanowiliśmy się z nim nie ścigać, ponieważ w ciężarówce widać znacznie więcej i nie chcieliśmy ryzykować najazdu na jakąś niewidoczną dziurę - powiedział Dąbrowski.

Środowy odcinek specjalny ma jednakową długość dla samochodów, motocykli i quadów - 631 km poprzedzonych dojazdówką długości 58 km.

(jad)