W amerykańskiej stolicy szykuje się fala protestów przeciwników i zwolenników posiadania broni. Po tym, jak administracja prezydenta Baracka Obamy zaproponowała zmiany w prawie, jedni chcą przekonywać, że nowe, bardziej restrykcyjne przepisy muszą zostać wprowadzone jak najszybciej, inni - że to zamach na konstytucyjne prawa Amerykanów.
Jak donosi korespondent RMF FM Paweł Żuchowski, zbliżające się protesty mogą być największymi w Waszyngtonie od lat. Już wczoraj dali o sobie znać zwolennicy zaostrzenia przepisów. Moja siostra została zastrzelona 20 lat temu, więc te wszystkie rzeczy, które się stały, mają na mnie wielki wpływ - powiedziała naszemu korespondentowi przeciwniczka swobodnego dostępu do broni, mają na myśli niedawną masakrę w szkole w Newtown, w której zginęło 26 osób, w tym dwadzieścioro dzieci.
Do Waszyngtonu przyjechali również mieszkańcy tej miejscowości. Musimy odbyć rozmowę na ten temat. Musimy być racjonalni i odpowiedzialni - podkreślali.
Kwestia dostępu do broni to gorący temat, który nie zejdzie z czołówek amerykańskich mediów przez najbliższy miesiące. Właśnie opublikowano badania dotyczące poczucia bezpieczeństwa w kampusach uniwersyteckich. Ankietowani uznali, że amerykańskie uczelnie są słabo chronione, a aż 46 procent stwierdziło, że w działach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo brakuje pracowników. Zdaniem respondentów, jedna czwarta kampusów nie jest przygotowana na ewentualny atak szaleńca.