Przewodniczący działającej w MON podkomisji smoleńskiej dr Wacław Berczyński podał się do dymisji. Jak poinformował w komunikacie resort obrony, Antoni Macierewicz rezygnację przyjął, a obowiązki Berczyńskiego przejmie teraz jego dotychczasowy pierwszy zastępca dr Kazimierz Nowaczyk.
W piśmie skierowanym w czwartek do szefa MON Wacław Berczyński podał, że z powodów osobistych nie może przyjechać do Polski, i prosił o zwolnienie go z obowiązków przewodniczącego podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. Ponadto podziękował za możliwość pracy nad wyjaśnianiem tragedii z 10 kwietnia 2010 roku:
W czwartek miał wyłączony telefon.
MON powodów rezygnacji szefa smoleńskiej podkomisji nie komentował. Wydał jedynie lakoniczny komunikat:
Szerzej nt. rezygnacji Berczyńskiego wypowiedział się natomiast Antoni Macierewicz.
W swym cotygodniowym felietonie dla TV Trwam i Radia Maryja szef MON powiedział, że w czwartek rano dostał od Berczyńskiego e-mail, w którym szef podkomisji smoleńskiej "z ubolewaniem stwierdził, że ze względów osobistych, głównie rodzinnych i zdrowotnych, niestety nie będzie mógł dłużej realizować obowiązków przewodniczącego".
(Berczyński) oczywiście pozostaje członkiem tego zespołu, będzie nadal pracował z komisją i całą swoją wiedzę przekazywał do dyspozycji komisji, ale już funkcji - nazwijmy to - takich administracyjno-reprezentacyjnych ze względu na konieczność dłuższego pozostania w Stanach Zjednoczonych, właśnie ze względów rodzinnych i zdrowotnych (...), pełnić nie będzie mógł - wyjaśnił Macierewicz.
Szef MON podkreślił również, że od 2011 roku Berczyński odgrywał fundamentalną rolę w powiększaniu wiedzy o tragedii smoleńskiej.
Za dotychczasowy wkład pracy serdecznie mu dziękuję. Najchętniej powiedziałbym: "Dziękuję, Wacku, w imieniu służby. Naprawdę wykonałeś olbrzymią pracę. Mam nadzieję, że rychło powrócisz do pełnej aktywności w zespole badającym tragedię smoleńską i wtedy, kiedy będzie podpisywany raport końcowy, będziesz mógł to sygnować wraz z pozostałymi członkami" - powiedział Macierewicz.
W ostatnim czasie głośno było o wypowiedzi Wacława Berczyńskiego ws. śmigłowców Caracal: rozmowy z francuskim Airbusem nt. zakupu tych maszyn dla polskiego wojska zostały zerwane w październiku ubiegłego roku.
W czasie ubiegłotygodniowego wywiadu dla "Dziennika Gazety Prawnej" Berczyński został zapytany, czy został obsadzony przez Antoniego Macierewicza na stanowisku szefa rady nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi (zakłady te remontują śmigłowce) po to, by mieć ułatwioną pracę w podkomisji smoleńskiej i móc przeprowadzać badania. Odparł wówczas m.in.: Nie wiem, czy pani wie, ale to ja wykończyłem caracale. Znam się na tym, znam się na śmigłowcach, znam się na lotnictwie.
Według przytoczonej przez gazetę relacji Berczyńskiego, szef MON miał mu powiedzieć: Bądź moim pełnomocnikiem w sprawie śmigłowców.
W reakcji na słowa szefa podkomisji smoleńskiej MON wydał oświadczenie, w którym zaznaczył, że "rezygnacja z kontraktu na śmigłowce Caracal nastąpiła na skutek niewywiązania się ze zobowiązań offsetowych przez stronę francuską".
Wypowiedź dr. Wacława Berczyńskiego nie ma żadnego związku z prowadzonymi i zakończonymi negocjacjami umowy offsetowej (...). Pan Wacław Berczyński nie był członkiem Zespołu do zbadania ofert offsetowych oraz przeprowadzenia negocjacji (...), nie wypowiadał się na ten temat, nie informował Ministra Obrony Narodowej o swoim stanowisku i nie miał żadnych podstaw do wpływania na kształtowanie się decyzji Ministerstwa Rozwoju i Finansów - podkreślał resort obrony.
W czwartek jednak "Dziennik Gazeta Prawna" ujawnił, że Berczyński miał upoważnienie do wglądu w dokumentację przetargu.
(...) na przełomie lat 2015 i 2016 wystosował on prośbę do Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej (...), by móc zapoznać się z wyżej wspomnianą dokumentacją. Dostał odpowiedź odmowną, ponieważ nie miał wymaganego poświadczenia dostępu do informacji, a postępowanie jest w dużej części zastrzeżone (...). Po pewnym czasie dr Berczyński wrócił jednak do IU już z odpowiednim upoważnieniem (najpewniej ministra obrony), które pozwalało mu na wgląd w te dokumenty - relacjonował "DGP".
Problem w tym, że dokumentacja trwającego prawie cztery lata postępowania liczy nieco ponad 100 tys. stron. (...) Gdy Berczyński zorientował się, jak obszerna jest dokumentacja, którą miałby badać, z pomysłu całościowego sprawdzania postępowania się wycofał. Jednak w kolejnych miesiącach co jakiś czas słał pisma z prośbą o wybrane dokumenty z postępowania i otrzymywał je do wglądu - zaznaczył dalej dziennik.
Platforma Obywatelska wypowiedź Berczyńskiego uznała natomiast za przyznanie się do działań nielegalnych i dowód na to, że powodem decyzji o zerwaniu rozmów z Airbusem nie była - jak podawano oficjalnie - niewystarczająca oferta offsetowa. We wtorek politycy PO zapowiedzieli złożenie do prokuratury w Szczecinie zawiadomienia o możliwości popełnienia przez Berczyńskiego przestępstwa.
Właśnie Prokuratura Regionalna w Szczecinie od października ubiegłego roku bada okoliczności przeprowadzenia przetargu na zakup śmigłowców przez wojsko. Doniesienie w tej sprawie złożyli posłowie PiS, którzy uznali, że wymagania przetargowe mogły faworyzować tylko jednego z oferentów: Airbus Helicopters. Według PiS, przestępstwa mogli dopuścić się ówcześni szef i wiceszef MON, a obecnie posłowie Platformy: Tomasz Siemoniak i Czesław Mroczek oraz osoby im podległe.
(e, mal)