Na początku przyszłego tygodnia prokurator generalny zdecyduje, czy przydzielić ochronę Arturowi Wosztylowi. Pilot Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku kilkadziesiąt minut przed katastrofą tupolewa, złożył taki wniosek po tym, jak rzekomo ktoś próbował go zabić. W 2012 roku Wosztyl zeznał przed parlamentarnym zespołem ds. katastrofy smoleńskiej, że słyszał, jak kontrolerzy lotów z lotniska Siewiernyj pozwolili tupolewowi zejść na wysokość 50 metrów.
W środę portal niezalezna.pl poinformował, że według jego nieoficjalnych informacji w samochodzie porucznika Wosztyla przecięto przewody hamulcowe. Pilot miał zgłosić sprawę policji.
Sam Wosztyl nie potwierdził jednak tych informacji. Nie chcę komentować tej sprawy - odpowiedział krótko na pytania portalu.
Przypomnijmy, że porucznik Artur Wosztyl potwierdzał zeznania Remigiusza Musia - nieżyjącego już technika pokładowego Jaka - w sprawie radiowej korespondencji między załogą tupolewa a kontrolerami lotów z wieży na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Muś zmarł w październiku 2012 roku - żona znalazła jego zwłoki w piwnicy bloku w Piasecznie, w którym mieszkali. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna popełnił samobójstwo. Według prokuratury, nie stwierdzono obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich.
Potwierdzam zeznania Remka, że kontrolerzy na wieży w Smoleńsku zezwolili zejść tupolewowi do 50 metrów - mówił Wosztyl dwa dni po śmieci Musia na posiedzeniu sejmowego zespołu smoleńskiego. Tzw. bezpieczna wysokość, do której wolno było zejść maszynie i na której należało podjąć decyzję o odejściu na drugi krąg, to 100 metrów. Jestem w stanie potwierdzić element jego wypowiedzi w przesłuchaniu, który dotyczył stricte tupolewa i podejścia do lotniska w Smoleńsku do wysokości decyzji. W tej materii to wszystko, co zostało powiedziane, potwierdzam. (...) Nie jestem raczej człowiekiem, który by pomylił 50 metrów ze 100 metrami - stwierdził również Wosztyl. Dopytywany wprost, czy słyszał komendę wieży w Smoleńsku skierowaną do tupolewa, by samolot schodził na wysokość 50 metrów, odpowiedział: Tak, słyszałem taką komendę. Wielokrotnie (to) powtarzałem podczas przesłuchań w prokuraturze.
Remigiusz Muś twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40 pozostał w kabinie i słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154M a kontrolą lotów. Według niego, również załoga Jaka dostała zgodę na zejście do 50 metrów. Zeznania Musia i Wosztyla stoją w sprzeczności z opublikowanym stenogramem rozmów wieży z tupolewem, z którego wynika, że kontroler miał zezwolić maszynie na zejście do 100 metrów.