Jestem zdumiony, że państwu udało się wejść w posiadanie skanów dokumentów, których wydania jako pełnomocnik ponad dwudziestu rodzin domagam się bezskutecznie od marca - mówi w rozmowie z RMF FM mecenas Piotr Pszczółkowski. Zapowiada, że będzie domagał się wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, które ujawniły stenogramy rozmów z Tu-154. Dziennikarze RMF FM dotarli do najnowszej opinii biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego tupolewa. Śledczym udało się odczytać o 1/3 więcej słów niż w dotychczas publikowanych odczytach. Z nowego zapisu wynika m.in, że Dowódca Sił Powietrznych do końca przebywał w kokpicie lądującego tupolewa, a załodze nieustannie przeszkadzały osoby trzecie.

Ta opinia jest przygotowana pod z góry przyjętą tezę - oskarża pełnomocnik Jarosława i Marty Kaczyńskich. Dodaje, że sposób technicznego jej sporządzenia jest wtórny wobec jej treści. Kwestia odsłuchu i nowinek technicznych, jakie były deklarowane przez biegłych w tej sprawie ma charakter wtórny do chęci zaprezentowania prokuraturze takich treści zapisów, jakie już wcześniej pewne osoby miały ochotę opinii publicznej przedstawić - uważa mec. Pszczółkowski.

Pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego podkreśla też, że główne tezy wynikające z zapisów rozmowy dziwnie przypominają to, co blogerzy zajmujący się katastrofą i popierający wersje MAK i zespołu Millera podawali już w styczniu 2014 roku. A zespół Andrzeja Artymowicza - jak przypominał mecenas Piotr Pszczółkowski - pojechał do Moskwy dopiero miesiąc później.

Tam są treści, które w internecie są znane od czasu, zanim pan Artymowicz pojechał do Rosji. Na niektórych blogach internetowych znajdują się publikacje ze stycznia 2014 roku. Pan Artymowicz miał możliwość pojechania do Moskwy, robienia zrzutu, a następnie - jak twierdzi - uzyskania pewnych nowych informacji w zakresie odsłuchu tego, co było w kokpicie dopiero w lutym. Powstaje zatem pytanie, skąd taki cudowny zbieg okoliczności, że pan Artymowicz wysłuchał w lutym 2014 roku coś, o czym niektórzy blogerzy internetowi lansujący tezy rządowe tzw. przebiegu katastrofy pisali już w styczniu 2014 roku. Sprawa wydaje się dosyć oczywista i dość prymitywnie naświetlona - ktoś się po prostu pomylił i nie dopilnował pewnych rzeczy - uważa Pszczółkowski.

Nowy zapis rozmów z tupolewa!

ZOBACZ ZAPIS NOWYCH STENOGRAMÓW Z POKŁADU TU 154-M.

PUBLIKUJEMY CAŁY STENOGRAM ROZMÓW Z CZARNYCH SKRZYNEK TU-154M. KLIKNIJ, ŻEBY POBRAĆ

Z nowego zapisu rozmów z kokpitu Tu-154M - wynika m.in, że Dowódca Sił Powietrznych do końca przebywał w kokpicie lądującego tupolewa, załodze nieustannie przeszkadzały osoby trzecie, a co więcej na pokładzie podawano "piwko".

Z materiału, do którego dotarli dziennikarze RMF FM, wynika, że w kokpicie podczas lądowania Tu-154M były obecne osoby trzecie. Co więcej, załoga musiała je nieustanie uciszać i uspokajać. W ciągu 20 minut przed katastrofą magnetofon zarejestrował aż 7 prób uspokajania i uciszania. Od zwykłego "ćśś-ćśś", "cicho tam!", przez "wychodzić mi stąd!", po "ku(...), przestańcie proszę

W kabinie do samego końca obecny był także Dowódca Sił Powietrznych. DSP nie opuszcza kokpitu mimo wezwania stewardessy do zajęcia swoich miejsc, wydaje także polecenia członkom załogi.

Na pół godziny przed katastrofą mikrofony zarejestrowały rozmowę, w czasie której ktoś z załogi - raczej nie piloci - rozmawiali o piciu piwa w czasie lotu. Alkoholowi poświęcone są dialogi niezidentyfikowanych osób.

-  Co to jest?

- Piwko, a ty nie pijesz?

Dwie minuty później stewardessa pyta kogoś "Wypijesz?", a ten odpowiada przeciągłym "Taaak".

Niekompetencja wcześniejszych badań czarnych skrzynek

Opinia biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego tupolewa zawiera o ok. 30 proc. więcej odczytanych słów niż wersje ekspertów z Instytutu Sehna i o ok. 40 proc. więcej niż w stenogramach Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Dlaczego?

Wcześniej biegli z wymienionych instytucji badali tę samą dostarczoną przez prokuraturę, a wykonaną w Moskwie kopię nagrań czarnej skrzynki. W lutym ubiegłego roku biegli zrobili kolejną kopię zapisu z taśmy, z inna częstotliwością próbkowania.

Wcześniejsze kopie wykonywano z częstotliwością próbkowania 11 kHz, w najnowszych - zastosowano częstotliwość próbkowania 96 kHz. Różnicę pokazują poniższe wykresy:

Uzyskane w ten sposób dane zajęły 2,8 GB, czyli 14 razy więcej pamięci niż badane wcześniej. Wcześniejsze kopie "ważyły" 0,2 GB.

Biegli prokuratury w oparciu o najnowsze badanie zakwestionowali twierdzenia, że na taśmie utrwalono słowa wypowiadane nawet w odległości 5 metrów od wejścia do kokpitu. Najnowsza ekspertyza stwierdza, że zapisane na taśmie nagrania pochodzą z kabiny bądź wejścia do kabiny samolotu.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

Marcin Mastalerek: Nowe stenogramy z katastrofy smoleńskiej? Ktoś chce podgrzać emocje

Prokuratura: Dajcie nam pracować


(mpw)