Z przeprowadzonych badań genetycznych wynika jednoznacznie, że ciała dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej "zostały ze sobą wzajemnie zamienione" - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. Anna Walentynowicz i Teresa Walewska-Przyjałkowska zostały ekshumowane na początku ubiegłego tygodnia.
Teraz prokuratury będą czekać około 3-4 miesięcy na wyniki wszystkich badań posekcyjnych. Badania genetyczne były bowiem tylko częścią z nich.
Wojskowi prokuratorzy analizują, w jaki sposób mogło dojść do zamiany ciał ofiar katastrofy smoleńskiej - poinformował rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej pułkownik Zbigniew Rzepa. Podkreślił, że śledczy nie wydawali zakazu otwierania przywiezionych do Polski trumien z ciałami ofiar.
Rzepa podkreślał, że przez długi czas nie było podstaw do tego, by kwestionować wyniki badań ciał przeprowadzonych przez Rosjan. Dokumenty zaczęły wpływać z opóźnieniem, nie było ich już w kwietniu, tuż po katastrofie, tylko potem. Stąd ich analiza rozpoczęła się dopiero później - wyjaśnił. Dokumentacja była poddawana dogłębnej analizie przez prokuratorów prowadzących śledztwo. Doszli oni do wniosku, że pewnych wątpliwości nie da się wyjaśnić inaczej niż poprzez przeprowadzenie ekshumacji - stwierdził Rzepa. Podkreślił równocześnie, że rodziny ofiar mogły zidentyfikować ciała swoich bliskich tuż po katastrofie w Rosji i wszystkie skorzystały z tej możliwości.
Prokurator oświadczył, że w momencie udokumentowania wszystkich nieprawidłowości związanych z rosyjską dokumentacją sądowo-medyczną prokuratura podejmie "stosowne decyzje procesowe". Nie mogę dzisiaj ujawnić o jakie konkretnie decyzje oraz czynności chodzi - dodał. Przypomniał też o podjętej w zeszłym tygodniu decyzji o przeprowadzeniu jeszcze 4 ekshumacji. Nie ujawnił jednak, o ciała jakich osób chodzi.
Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, jest trochę zaskoczony komunikatem prokuratury. Jak mówi, ta informacja nic w tej chwili nie zmienia. Nie znamy wyników badania ciała z Warszawy, bo generalnie to, że w Gdańsku nie spoczywa babcia, to my o tym wiemy od momentu sekcji. Natomiast nie wiemy, co jest z tym drugim ciałem, które było ekshumowane w Warszawie. I na te wyniki badań czekamy - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM Barbarą Zielińską. Rodzina Anny Walentynowicz ma nadzieję, że badania DNA zostaną jej przedstawione jeszcze dzisiaj.
Przesłuchanie minister zdrowia Ewy Kopacz, premiera Donalda Tuska, ekshumacje i sekcje wszystkich ofiar katastrofy - takie według prawnika rodziny Anny Walentynowicz powinny być konsekwencje zamiany ciał Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Mecenas Hambura dodał, że wnioski o przesłuchanie mają posłużyć wyjaśnieniu, w jaki sposób doszło do "skandalu" i zwrócić uwagę opinii publicznej, że "w ten sposób nie można funkcjonować". Według prawnika, najpilniejsza teraz sprawa to obowiązkowe sekcje, które są konieczne, bo wraz z ciałami pochowano ważne dowody w sprawie katastrofy smoleńskiej. Mecenas uważa też, że marszałek Kopacz i premier Tusk powinni wyjaśnić między innymi, kto pilnował sekcji w Moskwie, kto brał w nich udział oraz jacy to byli lekarze. Dlaczego nie było prokuratorów na miejscu, dlaczego nie przeprowadzono sekcji zwłok zaraz po sprowadzeniu ciał do Polski. Kto wydał ten zakaz - pyta Stefan Hambura w rozmowie z Pawłem Świądrem.
Zdaniem mecenasa, śledztwo powinno zostać przekazane prokuraturze cywilnej, bo wojskowa sobie z nim nie radzi. Cała ta sprawa pokazuje nieudolność i niezdanie egzaminu przez państwo polskie, poczynając od premiera Tuska poprzez panią - wtedy minister - obecnie marszałek Kopacz - podsumował.
Być może prokuratura będzie musiała podjąć decyzję o masowych ekshumacjach. Choć są tu obiekcje z ludzkiego punktu widzenia, to jest to konieczne ze względów procesowych - ocenia najnowsze informacje z prokuratury wojskowej pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej mecenas Rafał Rogalski. Ta informacja jest szokująca. To tragedia dla zdecydowanej większości rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Ja niestety przewidywałem taką sytuację pod koniec kwietnia czy w maju 2010 r. - przyznaje.
Adwokat twierdzi, że od strony procesowej nie ma wątpliwości, że powinno dojść do ekshumacji. Po to, żeby po pierwsze upewnić się, czy z całą pewnością dana osoba została w tym grobie, w którym miała być pochowana. Po drugie, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości już co do prawidłowości sekcji, które są w każdym protokole w mniejszym lub większym stopniu - precyzuje. Według niego trumny zostały przywiezione do Polski bez jakiejkolwiek dokumentacji, które świadczyłyby o przeprowadzeniu sekcji zwłok. Bazowaliśmy wyłącznie na oświadczeniach - z jednej strony pani Kopacz, która twierdziła, że była przy sekcjach zwłok i że wszystko prawidłowe. Po drugie na oświadczeniach Rosjan, którzy przekazywali czy polskim lekarzom, czy polskim prokuratorom, że sekcje zostały wykonane, ale żaden polski prokurator nie był przy tym i nie mógł oceniać - wyjaśnia.
Po rządzie polskim oczekiwałabym teraz powołania niezależnej międzynarodowej komisji, a po prokuraturze spodziewałabym się współpracy z taką komisją - tak informację o zamianie ciał ofiar katastrofy komentuje Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie. Dodaje, że sama także złożyła wniosek o ekshumację ciała męża. Dla nas - rodzin smoleńskich - informacja o bałaganie i beztrosce z jaką traktowano ciała naszych bliskich, nie jest pewnie aż takim zaskoczeniem, jak dla reszty społeczeństwa, ponieważ mamy wgląd w akta i zdajemy sobie sprawę, jak niegodnie postępowano w tej sprawie - podkreśla.
Merta wyjaśnia, że po katastrofie smoleńskiej nie zwracała się z oficjalną prośbą o otwarcie trumny męża. Dodaje, że dostała informację, że trumny nie mogą być otwierane. Ja nawet chciałam ten zakaz złamać, choćby nielegalnie, ale powstrzymywali mnie przed tym moi bliscy, moja rodzina, lękając się jak ja to zniosę - przyznaje.
Wdowa po wiceministrze kultury twierdzi, że zamiana ciał dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej może wynikać "z niezrozumiałego pragnienia zamknięcia tej sprawy jak najszybciej". W żadnym wypadku nie wynika to z - jak niektórzy próbują to tłumaczyć - stanu ciał. Akurat te pomyłki nie dotyczą osób, których ciała były w stanie najgorszym - podkreśla.
Nasz moskiewski korespondent Przemysław Marzec próbował uzyskać komentarz rosyjskich instytucji ,które zajmowały się identyfikacją ciał ofiar katastrofy z 10 kwietnia. W Biurze Ekspertyz Sądowo-Medycznych, gdzie identyfikowano ofiary i przeprowadzano sekcje zwłok usłyszał, że powinien przesłać pytania faksem, a odpowiedź może dostać najwcześniej za tydzień. Poinformowano go też, że pracujący tam eksperci nie mogą udzielać żadnych wyjaśnień bez zgody komitetu śledczego.
W sekretariacie rzecznika prasowego komitetu Władimira Markina naszemu dziennikarzowi powiedziano, że na razie nie jest planowane żadne oświadczenie odnoszące się do ustaleń polskich śledczych. Akurat ta sytuacja nie może dziwić, bo komitet śledczy już od wielu miesięcy nie przekazuje opinii publicznej absolutnie żadnych informacji dotyczących katastrofy smoleńskiej.
W ubiegłym tygodniu - w poniedziałek i wtorek - prokuratorzy wojskowi przeprowadzili w Gdańsku i Warszawie ekshumacje dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej. Jedną z nich była - jak potwierdzili jej bliscy - Anna Walentynowicz, drugą - według naszych informacji - Teresa Walewska-Przyjałkowska.
Powodem ekshumacji - jak informowała prokuratura - były wątpliwości, czy ciała te nie zostały ze sobą zamienione. Wątpliwości powstały m.in. na podstawie dokumentów przekazanych z Rosji.