"Wszyscy liczą straty. Rozmawiamy o budżecie, który po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej będzie o kilkadziesiąt miliardów mniejszy niż to, co Europa ma obecnie" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Berendą unijny komisarz do spraw budżetu Janusz Lewandowski. "Utrzymanie stanu posiadania Polski jako wyjątku już będzie sukcesem. Wszyscy widzą, jak wygląda Polska na tle innych krajów. Wygląda nieźle, bo nieźle sobie radzi" - dodaje.
Krzysztof Berenda: Panie komisarzu, te mityczne trzysta miliardów złotych dla Polski będzie czy nie?
Janusz Lewandowski, komisarz UE do spraw budżetu: Najpierw potrzebne jest porozumienie. Bez porozumienia nie ma ani jednego euro. Mogą być budżety roczne, czyli nieprzewidywalność. Czekamy w tej chwili wszyscy z napięciem, żeby to ruszyło, bo się opóźnia. Jeżeli będzie zgoda wedle warunków, które znamy, ale których na razie nie można upowszechniać, bo jest gotowość głębszych cięć przynajmniej ze strony jednego kraju, co już po prostu dewastuje budżet europejski, no to będą i te obiecane miliardy.
Co według pana premier musiałby wywalczyć, żeby można było to uznać za nasz sukces?
Wszyscy liczą straty. Polacy powinni wiedzieć, że rozmawiamy o budżecie, który po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej będzie o kilkadziesiąt miliardów mniejszy niż to, co Europa ma obecnie. Utrzymanie stanu posiadania Polski jako wyjątku już będzie sukcesem, dlatego nie można stawiać księżycowych celów negocjacyjnych, bo wszyscy widzą, jak wygląda Polska na tle innych krajów.
Mówi pan, że ten budżet będzie mniejszy niż poprzedni. Skoro tak jest, to dlaczego Polska miałaby dostać więcej pieniędzy? Jak my to wytłumaczymy innym?
Budżet jest budowany wedle pewnych zasad, tego, czy regiony kwalifikują się czy nie, jaki mają poziom ubóstwa, jaka jest perspektywa makroekonomiczna dla kraju i wedle tych zasad wychodzi nie najgorzej dla Polski. Gdyby je zmienić, czego nikomu nie życzę, bo trzeba bronić tych zasad, dosyć sprawiedliwych dla wszystkich. My nie mówimy o polskich zasadach, tylko o pewnych standardach budowy budżetu na przyszłość, w świetle których Polska wygląda nieźle, bo sobie nieźle radzi.
Ja bym wrócił jeszcze do tych pieniędzy na spójność. Opozycja w postaci prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego mówi, że sukcesem byłoby, gdyby udało się wrócić do pierwotnej propozycji Komisji Europejskiej, kiedy na spójność dostawaliśmy 80 miliardów. To według pana jest osiągalne?
Powiem wprost - to są bzdury. Jak można widząc budżet cięty bardzo mocno, zresztą przez kraj, z którym akurat ten zwolennik podwyższania jest we wspólnej frakcji parlamentarnej... Jeżeli widzi się tak ciężkie cięcia, które dotykają wszystkie kraje, to jak można myśleć o tym, że nagle jeden oklaskiwany przez wszystkie pozostałe będzie miał więcej niż w ostatnich propozycjach? To są zupełne mrzonki.
Czyli krótko mówiąc - więcej nie będzie. A jeszcze chciałem na koniec pana spytać: co, jeśli nie będzie dzisiaj i jutro po tych negocjacjach porozumienia? Co nas czeka? Czy to jest taki najgorszy, najczarniejszy scenariusz?
Będzie ciężko zebrać liderów europejskich wobec budżetu europejskiego, bo pojawią się inne problemy. Pojawi się remont strefy euro, a być może zalążki specjalnego budżetu strefy euro, który będzie konkurował z tym budżetem dla 28 krajów, bo liczę już Chorwację. Pojawi się alternatywa w postaci budżetów rocznych, czego nie życzę, ale to nie jest końcem świata...
Co one by oznaczały dla nas? Nie będziemy mogli planować wieloletnich inwestycji?
Tracimy pewną cechę najwartościowszą chyba budżetu europejskiego, czyli wieloletnią stabilność i przewidywalność, która jest potrzebna regionom, żeby pozyskać pieniądze. W tym kryje się ta wartość budżetu europejskiego, że on jest inwestycyjny, czego nie można znaleźć w budżetach narodowych ani regionalnych. Wybieramy świat przewidywalności, a nie alternatywę.