„Gdzie jest Jarosław Kaczyński?” pyta opozycja po wprowadzeniu przy granicy z Białorusią pierwszego od ’89 roku stanu wyjątkowego. Wicepremier, stojący na czele komitetu ds. bezpieczeństwa narodowego, milczy nt. kryzysu na polsko-białoruskiej granicy. Nie zabrał głosu również w czasie sejmowej debaty nad wprowadzeniem stanu wyjątkowego, a nawet wyszedł z sali w trakcie wystąpień.
Stan wyjątkowy obowiązuje w pasie przy granicy z Białorusią od czwartku: objęto nim część terytoriów województw podlaskiego i lubelskiego, dokładnie 183 miejscowości. Wprowadzony został na 30 dni na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy wydanego na wniosek rządu.
Gabinet Mateusza Morawieckiego uzasadniał wprowadzenie stanu wyjątkowego sytuacją na granicy z Białorusią i "wojną hybrydową" prowadzoną przez reżim Alaksandra Łukaszenki: według informacji przekazywanych przez polski rząd, migranci przywożeni są na granicę przez służby białoruskiego reżimu. Jest wśród nich grupa, która od kilku tygodni koczuje w Usnarzu Górnym na Podlasiu.
Rząd wskazywał również na zbliżające się manewry wojskowe Zapad-2021, w ramach których w pobliżu granicy z Polską ćwiczyć ma ponad 200 tysięcy żołnierzy rosyjskich i białoruskich.
Na temat kryzysu na polsko-białoruskiej granicy nie wypowiedział się dotąd Jarosław Kaczyński. Wicepremier i szef rządowego komitetu ds. bezpieczeństwa narodowego i obronnych nie zabrał głosu również w czasie wczorajszej debaty w Sejmie nt. wprowadzenia stanu wyjątkowego. Co więcej, opuścił salę przed wystąpieniami polityków opozycji.
Na pytania w tej sprawie rzecznik rządu Piotr Müller odpowiada zapewnieniem, że Jarosław Kaczyński jest zaangażowany w ochronę bezpieczeństwa granicy.
"Pan premier Jarosław Kaczyński jest szefem komitetu ds. bezpieczeństwa, więc jest na bieżąco informowany i koordynuje te działania w ramach komitetu" - oświadczył Müller na konferencji prasowej.
Według nieoficjalnych informacji, to właśnie Jarosław Kaczyński wraz z szefem MON Mariuszem Błaszczakiem mieli podjąć decyzję o wprowadzeniu przy granicy stanu wyjątkowego.
Osobiście jednak nie wytłumaczyli opinii publicznej tej decyzji, a to - jak zauważa dziennikarz RMF FM Roch Kowalski - może dziwić.
Przypomnijmy, że prezes Prawa i Sprawiedliwości, wówczas jeszcze bez rangi wicepremiera, zdecydował się na wygłoszenie orędzia np. w czasie społecznych protestów po zaostrzeniu prawa aborcyjnego: wzywał wówczas do obrony polskich kościołów "za każdą cenę".
Teraz natomiast milczy ws. pierwszego po 1989 roku stanu wyjątkowego.
Jak donosi Roch Kowalski, w Prawie i Sprawiedliwości coraz częściej spekuluje się, że po krótkiej przygodzie Jarosław Kaczyński będzie chciał niedługo pożegnać się z rządem i zająć w stu procentach partią.