Na początku pandemii Covid-19, kiedy było po kilkaset przypadków zakażeń dziennie, można było mówić o ogniskach epidemii i je neutralizować. Teraz, kiedy zakażeń jest znacznie więcej, o ogniskach mówić już nie ma sensu - zauważa w rozmowie z PAP dr Franciszek Rakowski z ICM UW.

Nad prognozami przebiegu epidemii w Polsce pracuje m.in. zespół ekspertów z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW pod kierunkiem dr. Franciszka Rakowskiego z Zespołu Modelu Epidemiologicznego.

Na początku pandemii pojawiały się ogniska pandemii, np. w poszczególnych szpitalach czy kopalniach na Śląsku. Zapytany o to, czy w Polsce nadal można mówić o istnieniu ognisk zakażeń - dr Rakowski odpowiedział, że nie jest zwolennikiem określenia "ognisko", jeśli chodzi o zakażenia chorobą przenoszona drogą kropelkową. To nie jest przypadek pompy, od której rozchodzi się cholera - porównuje.

Choroba przenoszona drogą kropelkową jest demokratyczna i szybko się rozprzestrzenia. Kiedy w kraju przypadków było mało: sto do tysiąca dziennie, może i można było mówić o ogniskach, identyfikować je i neutralizować. Jeśli jednak teraz zdiagnozowanych przypadków jest 30 tys. dziennie - nie ma co tu mówić o ogniskach - zaznacza.

Aby przeciwdziałać transmisji koronawirusa opublikowano rozporządzenie, zgodnie z którym od soboty 27 marca do piątku 9 kwietnia w Polsce obowiązuje zakaz handlu detalicznego artykułami budowlanymi, artykułami do remontu i meblami w obiektach o powierzchni powyżej 2000 m kwadratowych. Centra i galerie handlowe pozostają zamknięte, z wyjątkiem m.in.: sklepów spożywczych, aptek i drogerii, salonów prasowych, księgarni. W placówkach handlowych, na targu lub poczcie będą obowiązywały nowe limity osób. Obiekty kultu religijnego pozostają otwarte, ale obowiązuje w nich ograniczenie do 1 osoby na 20 m kw.

Kościoły są oczywiście miejscem, gdzie może dochodzić do intensyfikacji transmisji wirusa. Mam nadzieję, że proboszczowie i wierni staną na wysokości zadania i będą ograniczać liczbę osób w nabożeństwach - mówi dr Rakowski. Dodaje jednak, że nawet jeśli do zakażeń będzie tam dochodzić, to nie ma sensu nazywać kościołów ogniskiem rozprzestrzeniania się pandemii. Raczej trzeba myśleć o rezerwuarze możliwych kontaktów z osobami zakażonymi koronawirusem rozsianych po Polsce - mówi.

Podczas świąt wielkanocnych część osób może spotykać się z rodziną. Czy w związku z tym po świętach może wzrosnąć liczba zakażeń? Robiliśmy takie prognozy dla poprzednich świąt - Bożego Narodzenia czy Wszystkich Świętych. Ale wszystkie te krótkotrwałe wydarzenia, które trwają od dnia do trzech dni, nie mają potencjału do globalnej zmiany trendu pandemii - mówi ekspert.

Zastrzega on, że rodzinne spotkania mają oczywiście znaczenie dla przenoszenia się wirusa. Możemy szacować, że np. podczas świąt zakazi się o ok. 10-30 tys. osób więcej, w związku z tym kilkaset osób więcej umrze - mówi. Ale dodaje, że nie powinno się to jednak przełożyć na globalne trendy obserwowane w pandemii. O wiele większe znaczenie na intensyfikację pandemii lub jej wygaszanie mają trwające wiele dni tendencje - np. spotkania ludzi w szkołach albo centrach handlowych - zaznacza badacz z ICM UW.