1509 zakażonych koronawirusem zmarło w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatniej doby - takie tragiczne dane, obejmujące 24 godziny od 02:30 w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego, opublikował Uniwersytet Johnsa Hopkinsa w Baltimore. USA są krajem z największą na świecie liczbą ofiar śmiertelnych koronawirusa - jest ich już ponad 23,5 tysiąca - oraz z największą liczbą zakażeń: od początku pandemii potwierdzono ich już ponad 580 tysięcy.
Poprzedni dobowy bilans epidemii w USA mówił o 1514 ofiarach śmiertelnych. Do soboty natomiast przez cztery dni z rzędu umierało tam dziennie ponad 1900 ludzi. Tragiczny rekord padł w piątek: zmarło wówczas 2108 chorych na COVID-19.
Najtrudniejsza jest sytuacja w stanie Nowy Jork, gdzie zmarło już 10 085 zakażonych koronawirusem.
W poniedziałek jednak gubernator Andrew Cuomo oświadczył, że najbardziej przerażająca faza epidemii w jego stanie już minęła.
Swoją ocenę uzasadniał statystykami: podkreślał, że 671 ofiar śmiertelnych, o których poinformowano w poniedziałek, było najniższą liczbą ofiar w ciągu doby od tygodnia i poniżej szczytu, którym było 799 przypadków śmierci w ubiegłym tygodniu.
Po Nowym Jorku najwięcej chorych na COVID-19 zmarło w stanach: New Jersey (2443), Michigan (1602), Luizjana (884), Massachusetts (844) i Illinois (798).
Ponad 100 śmiertelnych przypadków odnotowano już w 25 stanach.
W Stanach Zjednoczonych zarejestrowano zdecydowanie najwięcej na świecie zakażeń koronawirusem: zdiagnozowano tam już ponad 580 tysięcy przypadków.
Na całym świecie liczba potwierdzonych zakażeń zbliża się zaś już do dwóch milionów.