Badanie tzw. szybkim testem antygenowym polega na wykrywaniu białek koronawirusa w wymazie pobranym z nosa i gardła - mówi dr Paweł Grzesiowski. To trzeci rodzaj badań diagnostycznych w chorobie COVID-19, jednak wciąż nie znana jest czułość ani swoistość testów sprowadzonych do Polski. Polska nadal znajduje się na dole rankingu pod względem liczby wykonanych testów na milion mieszkańców.
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska zapowiedział, że w naszym kraju przewiduje się wprowadzenie do wykrywania koronawirusa SARS-CoV-2 szybkich testów antygenowych. Przyznał na spotkaniu z dziennikarzami, że resort wiąże z nimi duże nadzieje, mają one pomóc w usprawnianiu wykrywania osób zakażonych tym patogenem. Na razie testy te przechodzą walidację, sprawdzana jest ich wiarygodność. Odbywa się to przy udziale specjalistów Narodowego Instytutu Zdrowia Narodowego - PZH w Warszawie oraz dwóch warszawskich szpitali: Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego i Szpitala MSWiA.
Szybki test antygenowy na koronawirusa to trzeci rodzaj badań diagnostycznych w chorobie COVID-19, oprócz testów molekularnych i serologicznych.
Dr Paweł Grzesiowski, wykładowca Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP, podkreślił, że potwierdzenie skuteczności, weryfikacja sprowadzonych do Polski testów antygenowych jest bardzo ważna.
O tego rodzaju testach antygenowych wytwarzanych w Korei Południowej niewiele wiemy, mamy obawy co tego, jaka jest ich czułość i swoistość, podobno wynosi 75-85 proc., ale trudno powiedzieć, co to znaczy. Tylko zwalidowane testy molekularne (PCR), jeśli tylko są prawidłowo wykonane, dają niepodważalne wyniki - podkreślił.
Walidację (weryfikację) testów antygenowych trzeba przeprowadzić na dużej grupie osób, odpowiednimi badaniami, z wykorzystaniem testów molekularnych (PCR), czyli wykrywających w wymazie z gardła i nosa materiał genetyczny drobnoustroju. Ponieważ badania molekularne są "złotym standardem", trzeba porównać wyniki dodatnie i ujemne obydwu testów na co najmniej 200 pacjentach.
Inaczej tego raczej się nie da zrobić - dodaje dr Grzesiowski.
Specjalista tłumaczy, że test antygenowy tym się różni od testu molekularnego, że nie wykrywa materiału genetycznego wirusa, a jedynie jego specyficzne białko.
Obydwa badania można wykonać na podstawie wydzieliny z nosa i gardła, a nie próbki krwi. W teście antygenowym wykorzystuje się specyficzne przeciwciała przeciwko białku wirusa, które pasują do białka wirusa jak kluczyk do zamka - wyjaśnia.
Stosowany jest jeszcze trzeci rodzaj badań, tzw. testy serologiczne, w których do badania pobiera się próbkę krwi. To badanie mówi o przebytym zakażeniu, które polega na wykryciu odpowiedzi immunologicznej, czyli przeciwciał, jakie postały w reakcji na zakażenie. W przypadku koronawirusa SARS-CoV-2 na ogół pojawiają się one po 10-14 dniach od zakażenia, ale ich stabilny poziom obecny jest po miesiącu.
Rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz powiedział we środę, że prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu testy antygenowe w naszym kraju zostaną zwalidowane, a w następnym tygodniu będzie można je skierować do placówek medycznych. Mają być dostępne m.in. na SOR-ach, izbach przyjęć i domach opieki społecznej. Wynik takiego badania powinien być znany już po 15 minutach.
Naukowcy z Poznania opracowali polski test na koronawirusa, którego produkcja ruszyła w ostatnich dniach.
Cały test jest opracowywany we współpracy z firmami. Jedną z tych firm jest Future Synthesis z Poznania. Ta firma przeprowadza wielkoskalowe syntezy kwasów nukleinowych, czyli DNA do tego, żeby móc wyławiać wirusy w wymazach pacjentów - powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM dr hab. Maciej Figiel z Instytutu Chemii Bioorganicznej Polskiej Akademii Nauk z Poznania, członek zespołu naukowców, którzy stworzyli polski test na koronawirusa.
Pytany o to, gdzie trafią wyprodukowane w Polsce testy, mówił: Mamy nadzieję, że trafią one wszędzie tam, gdzie są braki testów, czyli do stacji diagnostycznych, do wojewódzkich stacji sanepidu, do laboratoriów np. policyjnych - wszędzie tam, gdzie są potrzebne. Dopytywany o to, czy testy będą mogły być wykorzystywane w komercyjnych badaniach, stwierdził: Będą mogły być wykorzystywane w komercyjnych badaniach, natomiast pierwszą partię 150 tys. tych testów w zasadzie kupił rząd.
Pytany o to, gdzie trafią wyprodukowane w Polsce testy, mówił: Mamy nadzieję, że trafią one wszędzie tam, gdzie są braki testów, czyli do stacji diagnostycznych, do wojewódzkich stacji sanepidu, do laboratoriów np. policyjnych - wszędzie tam, gdzie są potrzebne. Dopytywany o to, czy testy będą mogły być wykorzystywane w komercyjnych badaniach, stwierdził: Będą mogły być wykorzystywane w komercyjnych badaniach, natomiast pierwszą partię 150 tys. tych testów w zasadzie kupił rząd.
Figiel zaznaczył, że na wyprodukowanie 150 tys. testów na koronawirusa naukowcy potrzebują około trzech tygodni.
Eksperci są zgodni - kluczowa w walce z pandemią jest liczba wykonywanych na koronawirusa testów. Polska jest na 23. miejscu spośród 27 europejskich krajów pod względem ilości testów wykonanych na milion mieszkańców - wynika z analizy serwisu Euractiv. Ostatnie cztery miejsca zajmują Węgry, Rumunia, Grecja i Bułgaria.
Do czwartku 23 kwietnia, w Polsce pobrano 238 799 próbek na obecność koronawirusa. 10 169 testów dało pozytywną diagnozę. W przeliczeniu na 1 milion mieszkańców przeprowadzonych zostało 6 310. To 23. wynik w unijnej dwudziestce siódemce.
Zdaniem ekspertów, tak mała liczba przeprowadzonych testów może determinować to, że rzeczywista liczba osób zakażonych koronawirusem w kraju jest znacznie wyższa, niż wskazują na to oficjalne dane.