"Samo podpisanie protokołu, które wynika z przyjęcia ACTA, to tylko pierwszy krok. Element budowania relacji dyplomatycznych" - podkreśla w rozmowie z reporterem RMF FM Mariuszem Piekarskim adwokat Piotr Schramm. I podkreśla: "Mamy w tej sprawie pole manewru".
Mariusz Piekarski: Możemy nie ratyfikować ACTA?
Piotr Schramm: Oczywiście. Procedura przyjęcia jest taka, że do 2013 roku państwa mogą podpisywać, ale podpis nie wprowadza dokumentu w życie. Procedura jest taka, jakby to była ustawa, a więc z udziałem parlamentu, a na końcu podpis prezydenta. Przy najważniejszych umowach międzynarodowych, które dotyczą praw i obowiązków obywateli, ratyfikacja przez prezydenta musi być poprzedzona przez szczebel parlamentarny. ACTA nie ma określonego czasu, w którym ratyfikacja musi być dokonana. Nawet, jeśli na te konsultacje będzie potrzeba roku, dwóch lat.
Nie ma limitu?
Nie ma limitu czasowego. Możemy ratyfikować tak długo, jak uznamy za stosowne, i konsultować, jak długo chcemy. Uważam, że podpisanie dokumentu w Tokio 26 stycznia jest bardziej symbolem i intencją rządu wpisania się w pewną społeczność międzynarodową. To element budowania relacji dyplomatycznych, niż decydowania o wprowadzeniu przepisów prawa do Polski. Byłoby nam niezręcznie nie pojawić się w Tokio, ale to, co stanie się później, jest w naszej dyspozycji. Czy my podpiszemy, czy ratyfikujemy, czy prezydent odeśle do Trybunału Konstytucyjnego - to przyszłość. Czy ratyfikujemy? To przyszłość. I na sam koniec, czy ratyfikujemy w całości, czy zgłosimy zastrzeżenia, że na przykład nie przyjmujemy określonego punktu.
Właśnie, minister Boni powiedział, że jeśli będziemy mieli wątpliwości do jakiegoś punktu, to jesteśmy gotowi dołączyć protokół polski. Na przykład, że ściganie internautów musi się odbywać na podstawie obowiązującego prawa? Możemy to zrobić?
Rzeczywiście, przepisy prawa międzynarodowego są przepisami, które pozwalają na to, żeby zgłosić zastrzeżenia. To działa tak: jeśli dane państwo prowadzi procedurę ratyfikacyjną i analizuje, czy dokument podpisany na szczeblu rządowym, dyplomatycznym wprowadzić w życie, czy uczynić z tego dokumentu prawo, to decydujemy, czy prowadzić to w całości czy w części.
Jeśli chce przyjąć w całości - to ratyfikuje w całości. Jeśli w części, to może wyłączyć w tych zastrzeżeniach dane punkty i napisać: "Przyjmujemy, ratyfikujemy, ale z wyłączeniem danych paragrafów lub ich części". Otrzymują to inne państwa, które też podpisały dokument i mają rok na ustosunkowanie się. Mogą nie zrobić nic i wtedy przyjmują nasze wyłączenia. Dokument wchodzi w życie, ale nas nie obowiązują pewne punkty.
Każde z państw może jednak powiedzieć, że nie zgadza się na nasze wyłączenia lub nie zgadza się, by umowa obowiązywała bez punktów, które my kwestionujemy. Jeśli dane państwo nie zgodzi się na nasze wyłączenia, to akt obowiązuje, ale bez tych punktów.
Wszystkich czy tylko nas?
Tylko w relacji Polska i to państwo, które na wyłączenie się nie zgadza. Z pozostałymi państwami działa cała umowa bez zapisów, które wyłączyliśmy z obowiązywania.
I te zastrzeżenia można dołączyć po podpisaniu, a przed ostateczną ratyfikacją?
Zarówno, kiedy podpisujemy dokument, jak i przed ratyfikacją. Możemy wtedy powiedzieć, że ratyfikujemy, ale bez tych a tych punktów, których nie chcemy stosować.
Mamy jeszcze pole manewru nawet po podpisaniu ACTA?
Mamy pole manewru i jak popatrzymy na to, że rząd nie chce w dyplomacji wyjść na tego gorszego, to taki scenariusz jest chyba realizowany. Co się stanie później, kiedy to się stanie, jakie zastrzeżenie złożymy? To już chyba jest kwestia naszej decyzji wewnętrznej i tych zapowiadanych konsultacji. Dlatego każdy, kto ma zastrzeżenia i uważa, że jego prawa osobiste będą naruszane, powinien to formułować. Mamy komfort sytuacji. Rząd też ma komfort. Może wypełnić zobowiązania międzynarodowe i podpisać dokument w Tokio i nadal może być rządem, który rozmawia z obywatelami i zapewnić im bezpieczeństwo mówiąc, sprawdzimy to raz jeszcze i rząd może zapewnić bezpieczeństwo - nawet kierując dokument do sprawdzenia konstytucyjnego. Bo podpis w Tokio nie jest uczynieniem z tego dokumentu jeszcze prawa!