Francja spuszcza z tonu w sprawie Syrii na szczycie G20 w Petersburgu - donoszą nadsekwańskie media powołując się na Pałac Elizejski. Pałac Elizejski sugeruje, że Francois Hollande zrezygnował już z przekonywania innych krajów do aktywnego udziału w ewentualnej interwencji zbrojnej przeciwko syryjskiemu reżimowi.
Teraz Hollande chce już tylko minimalnego poparcia - m.in. europejskich partnerów - polegającego na potępieniu użycia broni chemicznej przez Baszara el-Asada. Przywiózł do Petersburga raport francuskich służb wywiadowczych na ten temat, który chce pokazywać wszystkim przywódcom. Nadsekwańskie media podkreślają jednak, że nawet to mu się nie udaje. Większość światowych mocarstw woli czekać na raport ONZ w tej sprawie.
Wcześniej francuski rząd znalazł się również w tarapatach w czasie burzliwej debaty w parlamencie. Prawicowa opozycja zdecydowanie sprzeciwiła się interwencji zbrojnej przeciwko syryjskiemu reżimowi bez zgody ONZ i zażądała poddania tych planów pod głosowanie. Opozycja nie kryje, że żąda głosowania w sprawie ewentualnego ataku na syryjski reżim tylko po to, by spróbować doprowadzić do odrzucenia tego projektu - tym bardziej, że przeciwna interwencji jest również część rządowej koalicji, m.in. skrajna lewica. Hollande został oskarżony o to, że dążąc do akcji zbrojnej bez zielonego światła Rady Bezpieczeństwa ONZ, doprowadził do osamotnienia Francji na scenie międzynarodowej, a szczególnie w Unii Europejskiej.
Premier Jean-Marc Ayrault odpowiedział jednak, że decyzja należy według konstytucji do prezydenta, a nie do parlamentu. Oświadczył, że nie można czekać na zgodę Rady Bezpieczeństwa ONZ, bo uchwalenie odpowiedniej rezolucji blokują tam od początku Rosja i Chiny. Według niego nie ma też sensu czekanie na konkluzję raportu ekspertów ONZ, którzy badali sprawę sierpniowego ataku chemicznego w rejonie Damaszku. Ayrault stwierdził, że misją tych ekspertów jest jedynie stwierdzenie czy atak miał miejsce i jakich chemicznych substancji użyto, a nie to, kto jest winny.
Premier Francji oświadczył, że bez międzynarodowej interwencji zbrojnej, który osłabiłaby reżim Baszara el-Asada, nie ma nawet co marzyć o szybkim doprowadzeniu do politycznego rozwiązania konfliktu w Syrii. Ostrzegł również, że z powodu bierności Zachód może stracić wiarygodność i nic nie powstrzyma wtedy np. prac nad bronią atomową w Iranie czy Korei Północnej.
Prezydent Francois Hollande zapowiedział, że Francja będzie działała przeciwko reżimowi Baszara el-Asada nawet jeżeli nie uda się stworzyć międzynarodowej koalicji popierającej akcje zbrojna w Syrii. Wyjaśnił, że w takim przypadku Paryż dozbroi syryjskich powstańców.
Dozbrojenie przez Francje syryjskiej opozycji to scenariusz, który według Francois Hollande'a może zostać zrealizowany, jeżeli amerykański Kongres nie zgodzi się na udział Stanów Zjednoczonych w interwencji przeciwko reżimowi w Damaszku. Hollande potwierdził, że Francja sama nie przeprowadzi akcji zbrojnej, ale nie zamierza też pozostawić "bez odpowiedzi" użycia broni chemicznej przez Baszara el-Asada przeciwko cywilom. W przeciwnym razie syryjski przywódca i inni dyktatorzy na świecie poczują się bezkarni.
(mpw)