Grecy mogą wkrótce stracić część swoich oszczędności. W Atenach słychać nieoficjalne głosy, że rząd premiera Aleksisa Ciprasa rozważa częściową konfiskatę pieniędzy zgromadzonych na bankowych kontach. Miałby to być jednorazowy podatek od oszczędności.
O takiej możliwości coraz głośniej mówią lokalne media, a jak ocenia specjalny wysłannik RMF FM do Grecji Krzysztof Berenda, nie można takiego scenariusza całkowicie wykluczyć - nie tak dawno zdarzyło się to przecież na Cyprze. Tam również rząd zabrał ludziom część pieniędzy, a europejscy przywódcy temu przyklasnęli.
W przypadku Grecji trzeba wziąć jednak pod uwagę, że premier Alexis Cipras to skrajnie lewicowy polityk, jego przeciwnicy mówią o nim wręcz: "komunista". Ewentualny podatek od depozytów bankowych najmocniej uderzyłby więc zapewne w firmy, banki i najbogatszych.
W tej chwili Grecja ma w banku 110, może 115 miliardów euro. Każdy eurocent należy do Europejskiego Banku Centralnego. My tak naprawdę nie mamy nic - mówi naszemu dziennikarzowi mieszkaniec Aten Jeorjos, przeciwnik Ciprasa. Właśnie premiera wini on za to, że Grecja doszła do punktu, w którym musi zabierać ludziom pieniądze.
Od północy Grecja jest formalnie bankrutem - wtedy bowiem minął termin spłaty wynoszącej 1,6 mld euro raty kredytu od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ateny pieniędzy nie przelały. Również o północy wygasł międzynarodowy program pomocowy dla Grecji.
Od 2010 roku Ateny otrzymały od UE i MFW w ramach dwóch programów pomocowych prawie 240 mld euro. Dzięki tym środkom kraj mógł spłacać swe zadłużenie, ale z powodu narzuconych przez wierzycieli reform wprowadzano liczne oszczędności i cięcia, których skutki dotkliwie odczuwali obywatele.
W piątek Grecja odrzuciła ostateczną propozycję porozumienia z międzynarodowymi kredytodawcami, które pozwoliłoby odblokować ostatnią ratę z programu pomocy w wysokości 7,2 mld euro. Premier Aleksis Cipras zapowiedział ponadto na 5 lipca referendum ws. warunków zagranicznego wsparcia dla jego kraju - sami obywatele mają wypowiedzieć się, czy chcą zgodzić się na dalsze zaciskanie pasa w zamian za międzynarodową pomoc.
Wraz z podjęciem decyzji o zarządzeniu referendum grecki rząd zwrócił się równocześnie o przedłużenie do czasu głosowania aktualnego programu pomocy, ale w sobotę eurogrupa odrzuciła tę prośbę. Również wczoraj, podczas wieczornej telekonferencji, ministrowie finansów strefy euro nie zgodzili się na przedłużenie programu pomocowego ani na redukcję greckiego długu.
Obecnie nie da się jednak wykluczyć, że władze w Atenach zrezygnują z referendum. Agencja AFP doniosła, powołując się na "źródło dyplomatyczne", że greckie władze, próbując uniknąć pogłębienia się kryzysu, dały do zrozumienia, że mogłyby zawiesić organizację referendum, jeśli negocjacje z UE zostałyby wznowione. Z kolei według agencji Reutera, która powołuje się na źródła w strefie euro, minister finansów Grecji Janis Warufakis zasugerował podczas rozmowy ze swoimi unijnymi odpowiednikami odwołanie referendum, gdyby doszło do porozumienia ws. nowego, dwuletniego programu pomocowego dla jego kraju.