- Pierwszy raz w dokumentach UE jest mowa o relokacji na zasadach dobrowolności. To prawdziwy przełom. Do tej pory byliśmy pod nieustanną presją - ocenia w rozmowie z Interią wiceszef MSZ Konrad Szymański, nawiązując do nocnego porozumienia w sprawie migracji na szczycie UE. - Polska jest wolna od niekontrolowanej fali migracyjnej i zrobimy wszystko, żeby tak było zawsze - dodaje.

- Pierwszy raz w dokumentach UE jest mowa o relokacji na zasadach dobrowolności. To prawdziwy przełom. Do tej pory byliśmy pod nieustanną presją - ocenia w rozmowie z Interią wiceszef MSZ Konrad Szymański, nawiązując do nocnego porozumienia w sprawie migracji na szczycie UE. - Polska jest wolna od niekontrolowanej fali migracyjnej i zrobimy wszystko, żeby tak było zawsze - dodaje.
Konrad Szymański i Mateusz Morawiecki /Marcin Kmieciński /PAP

Justyna Mastalerz, Justyna Mastalerz, Interia.pl.pl: W jaki sposób osiągnięto w nocy kompromis w sprawie migracji? Wszyscy mówią o sukcesie, tymczasem przywódcy państw UE zasiadali do stołu z zupełnie różnymi postulatami.

Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich w MSZ: - Premier Morawiecki przede wszystkim przedstawił bardzo konsekwentne, jasne, dobrze uzasadnione stanowisko. Zatrzymaliśmy skutecznie presję negocjacyjną, która od ponad dwóch lat towarzyszy temu problemowi na forum Unii. Jednocześnie udało nam się umocnić jedność obozu państw, które myślą podobnie jak Polska i na koniec zaproponować pozytywne rozwiązanie zapisów konkluzji, które utorowały drogę do kompromisu. Porozumienie z jednej strony pokazuje, że Unia Europejska powinna i może działać wspólnie wobec kryzysu migracyjnego, ale tylko na zasadach, które są do zaakceptowania przez wszystkie państwa członkowskie.

Nocne obrady były kilkukrotnie przerywane. Kto groził zerwaniem negocjacji i dlaczego?

- Myślę, że nie powinienem wskazywać palcem nikogo, ponieważ obrady szczytu nie są jawne. Natomiast mogę potwierdzić, że trzy albo cztery w czasie szczytu stawało widmo rozjechania się przywódców do stolic, bez uzgodnienia konkluzji. To byłoby sytuacją absolutnie kryzysową, ale udało się jej uniknąć poprzez postawę wszystkich zaangażowanych, także Polski.

Przywódcy państw UE mówią, że porozumienie jest przełomowe m.in. dla Berlina czy Rzymu. Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że to także "gigantyczny sukces Polski".

- Sukcesem jest wspólny europejski plan w sprawie, która czasem dzieli. Pierwszy raz w dokumentach Unii Europejskiej jest mowa o relokacji na zasadach dobrowolności. To prawdziwy przełom. Do tej pory byliśmy pod nieustanną presją, że relokacja będzie odbywała się na zasadach odgórnych, zasadach narzucania jej państwom członkowskim. Na takie rozwiązania zgadzał się rząd Ewy Kopacz, przyjmując decyzje w tej sprawie w 2015 roku. Z drugiej strony premier Morawiecki wzmocnił pozycję Polski, jeżeli chodzi o najbliższe rozmowy na temat reformy systemu azylowego. Wprowadzenie zasady jednomyślności oznacza, że przywróciliśmy swój zdecydowany wpływ na sprawę, która wciąż czeka na finalne rozwiązanie. Trzeci aspekt, związany ze wzmocnieniem zaangażowania zewnętrznego, to są rzeczy, które od dawna proponowaliśmy jako element kompromisu. Jesteśmy zdolni i skłonni do tego, żeby takie działania prowadzić wspólnie z krajami, które są najbardziej narażone na presję migracyjną. Nie chcemy ich zostawiać, ale solidarność musi być zdefiniowana na wspólnie akceptowanych warunkach.

Na ile jednak to porozumienie poprawi sytuację samych migrantów?

- Jeżeli porozumienie będzie wprowadzone w życie, ułatwi złamanie modelu biznesowego, który stoi za wielomilionowymi interesami przemytników ludzi. Oni budują swoje fortuny na ludzkiej niedoli. Chcemy wprowadzić jasną sytuację tak, aby każdy wiedział, na co może liczyć, a na co nie, ze strony Europy. Chcemy jasno rozgraniczyć migrantów ekonomicznych, których jest przeważająca większość, od osób, które faktycznie wymagają ochrony międzynarodowej. To jest pierwszy grunt. Z drugiej strony chcemy wzmocnić ochronę granic zewnętrznych, ale również jeszcze bardziej niż do tej pory zaangażować się w działania na miejscu - w państwach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu tak, aby ograniczyć pierwotne przyczyny migracji. Ten dokument wyznacza trudną, ale realistyczną drogę do tego celu.

Europejscy przywódcy chcą dążyć do zawarcia porozumień z krajami afrykańskimi, by tam były budowane ośrodki dla migrantów. Co, jeśli kraje północnej Afryki nie zgodzą się na to i odmówią?

- Polityka jest od tego, żeby realizować cele trudne. Udało nam się - w szczególności za sprawą Hiszpanii - uformować dobre zasady współpracy z Marokiem. Udało nam się też w ostatnim czasie, przy zaangażowaniu Niemiec, uzgodnić dobre, choć kruche, zasady współpracy z Turcją. Nie widzę powodu, żebyśmy nie mogli ustanowić takich reguł z innymi państwami. To wymaga wysiłku politycznego, determinacji, ale stać nas na to.

Jeśli ośrodki do wysadzania migrantów uratowanych na morzu powstaną w Libii, kto zagwarantuje, że prawa migrantów będą tam przestrzegane? Organizacje regularnie alarmują o stosowaniu wobec tam tortur i nadużyć.

- Unia Europejska, jeśli będzie angażowała się w jakiekolwiek projekty, musi szanować prawo międzynarodowe. Te zagadnienia będą rozstrzygane również przy walnym udziale ONZ. Nikt nie próbuje stworzyć sytuacji, w której prawo międzynarodowe byłoby łamane czy nadwątlone. Natomiast musimy zabezpieczyć granice zewnętrzną, ponieważ Unia Europejska nie jest w stanie przyjmować niekontrolowanej fali migracji.

Polska zadeklarowała już, w jaki sposób włączy się w tworzenie centrów w Europie i w Afryce?

- Polska od dwóch lat mówi zupełnie jasno: jesteśmy skłonni do zaangażowania technicznego, eksperckiego, także finansowego we wszystkie instrumenty zewnętrznej polityki migracyjnej. Tak rozumiemy solidarność europejską i nikt tej solidarności ze strony Polski nie może zanegować. Jesteśmy zaangażowani coraz mocniej w tych częściach światach, gdzie presja migracyjna się rodzi. Jesteśmy także skłonni do tego, aby popierać zmiany regulacyjne na poziomie UE, budować wspólne instrumenty działania, natomiast odrzucamy przymusową relokację uchodźców. Myślę, że to bardzo pragmatyczny, rozsądny plan - skupić się na inicjatywach, które łączą, a odrzucić te, które wprowadzają polityczne napięcia.

Czy ekspresowe przeprowadzenie nowelizacji ustawy o IPN było po to, by mieć "lepszą pozycję" podczas negocjacji w Brukseli w sprawie relokacji uchodźców?

- Myślę, że wyprostowanie tego bardzo trudnego problemu w naszych relacjach z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi w taki sposób, który z jednej strony gwarantuje nam instrumenty walki o pamięć i o polską godność, a z drugiej strony likwiduje potężne napięcie, które narodziło się po przyjęciu pierwotnej wersji ustawy o IPN, wzmocniło międzynarodową wiarygodność i siłę premiera Morawieckiego. Takie rzeczy są ważne, kiedy dochodzi do rozmów tak, jak w przypadku szczytu UE, gdzie przywódcy biorą osobistą odpowiedzialność, rozmawiają ze sobą bezpośrednio. To z pewnością buduje potencjał międzynarodowy premiera Polski.

Przywódcy państw uzgodnili podczas maratonu negocjacyjnego, że w państwach UE powstaną centra kontroli migrantów. Czy wiadomo już, w których krajach?

- To jest jeden z instrumentów wzmocnienia kontroli nad przypływem migracyjnym w niektórych państwach członkowskich. To dotyczy przede wszystkim tych krajów, które już dziś mają problem i są pod ponadprzeciętną presją migracyjną. Jeżeli te państwa zdecydują się, by użyć mechanizmu, który jest proponowany w konkluzjach, to mogą to zrobić. Będą to jednak robiły tylko te kraje, które tego zechcą. Polska jest wolna od tych problemów, od niekontrolowanej fali migracyjnej i zrobimy wszystko, żeby tak było zawsze.


Justyna Mastalerz, Interia.pl