Polska miałaby przyjąć uchodźców dobrowolnie. Ich proponowana obecnie całościowa liczba jest trochę mniejsza od tej, którą pierwotnie przedstawiła Komisja Europejska (9287 uchodźców z Grecji, Włoch i Węgier). Według wstępnych wyliczeń może to być mniej o 150 do 700 osób.
W pierwszej fazie Polska miałaby przyjąć tylko uchodźców z Grecji i Włoch, a więc około 5 tys. osób. Jest to - jak się nieoficjalnie dowiedziała dziennikarka RMF FM - kompromisowa propozycja porozumienia przedstawiona na spotkaniu ambasadorów Unii Europejskiej przez Luksemburg, który przewodniczy pracom UE. Taką propozycję dostaną dzisiaj na stół - ministrowie spraw wewnętrznych. Ta liczba będzie większa, bo trzeba pamiętać, że już wcześniej Polska zadeklarowała przyjęcie 2 tysięcy uchodźców.
Dobrowolność, ale pod przymusem
W dokumentach nie będzie słowa automatyzm czy obowiązkowość w sprawie przyjmowania uchodźców - zapewnia dziennikarkę RMF FM luksemburski dyplomata. Nie będzie także mowy o kluczu i kryteriach podziału azylantów. A to oznacza, że traci na znaczeniu cały system obowiązkowego podziału na kwoty - wyjaśnia dyplomata.
Polsce i krajom Grupy Wyszehradzkiej chodziło właśnie o to, żeby nie było zapisów o obowiązku przyjmowania uchodźców. Luksemburski dyplomata dodaje jednak, że dokument, który zostanie przyjęty będzie wiążący prawnie, więc jednak będzie obowiązek wypełnienia swoich zobowiązań. Nawet gdyby dany kraj został przegłosowany - dodaje.
Dyplomata tłumaczy, że Luksemburg musiał pogodzić interesy takich krajów jak Polska, które chciały dobrowolności i takich jak Niemcy i Francja, które żądały - obowiązkowości. W tekście ma znaleźć się sformułowanie o tym, że "państwa członkowskie są świadome, że w ramach solidarności wywiążą się ze swoich deklaracji".
O ile mniej uchodźców w Polsce?
Mniejsza kwota dla Polski to korekta w dół dzięki deklaracjom krajów stowarzyszonych z UE, które obiecały, że także przyjmą uchodźców. Ich obietnica opiewa na około 3 500 uchodźców. Tak więc liczba 120 tys. którą trzeba rozdzielić, zostanie sprawiedliwie pomniejszona o tę kwotę. Według wstępnych wyliczeń, dla Polski może to oznaczać mniej o 150 do 700 osób. Dodatkowo Polska będzie mogła zadeklarować, że w pierwszej fazie przyjmie tylko 5108 uchodźców, bo na początku nie trzeba będzie rozlokowywać 54 tys. uchodźców z Węgier.
Budapeszt wycofał się z systemu redystrybucji azylantów, bo nie chce mieć u siebie unijnych centrów dla uchodźców, nad którymi nie miałby kontroli. Polska miała według pierwotnej propozycji KE przyjąć 4179 uchodźców z Węgier, 3901 z Grecji i 1207 z Włoch. Po tym jak Węgry się wycofały, doraźna decyzja dotyczy tylko relokacji z Grecji i Włoch, co oznacza, że w pierwszym etapie przypada na nas 5108 uchodźców (suma 3901 z Grecji i 1207 z Włoch). Prawdopodobnie to będzie suma, którą zadeklaruje oficjalnie premier Ewa Kopacz, co będzie miało pokazać, że jest to mniejsza kwota od pierwotnych 9278 uchodźców.
Jak będą sprawdzani uchodźcy?
Wiadomo, że uchodźca zostanie wstępnie sprawdzony w obozie w Grecji czy we Włoszech. Tam zostaną mu pobrane odciski palców i będzie przesłuchiwany. Chodzi o to, żeby ustalić, czy jest to prawdziwy uchodźca, czy rzeczywiście pochodzi z terenów ogarniętych wojną.
Problemem będą zwłaszcza ludzie, którzy nie mają dokumentów. W przesłuchaniach mają brać udział funkcjonariusze Europolu. Padną pytania na przykład o dokładną datę i czas bombardowań w mieście, z którego jakoby pochodził uchodźca.
W obozach powinni pojawić się także wysłannicy z Polski, którzy będą mieli także wpływ na wybór osób, które mają do nas trafić. W końcu taki uchodźca dostanie do ręki bilet i będzie już mógł przyjechać do naszego kraju.
Mechanizmy ochronne
Wyznaczona dla Węgier liczba 54 tys. uchodźców przeznaczonych do przesiedlenia - przechodzi do "rezerwy", z której w razie nagłej presji migracyjnej - mogłyby skorzystać inne kraje UE. I tak np. Polska będzie musiała przyjąć swoją część, gdyby np. solidarności zażądała Chorwacja czy Niemcy. Z tej puli mogłaby jednak skorzystać także Polska, gdyby masowo zaczęli napływać do nas imigranci ze Wschodu (Syryjscy czy Ukraińscy w razie pogorszenia się sytuacji na Ukrainie). I tak z kraju pomagającego możemy się stać krajem potrzebującym pomocy. Zamiast uchodźców przyjmować, zaczniemy ich wysyłać do innych krajów UE. A wówczas cały system relokacji będziemy mogli zawiesić na pewien okres, aż sytuacja się poprawi. W razie sytuacji kryzysowej Polska mogłaby całkowicie wyjść z systemu relokacji.
Katarzyna Szymańska-Borginion