Wyjazd wrocławskich licealistów do Liberii, gdzie jest ognisko Eboli, nie był zgłoszony w kuratorium. To była prywatna podróż – tłumaczy organizator. W piątek do Polski wróciła ostatnia, dziesiąta uczestniczka wyprawy.
W wyjeździe uczestniczyły cztery niepełnoletnie osoby. Wyjazd na misyjny obóz letni zorganizowało salezjańskie liceum z Wrocławia. Uczestniczyli w nim uczniowie i jeden dorosły opiekun. Wszyscy pracowali na miejscu z ubogimi dziećmi. Pełnomocnik wojewody dolnośląskiego do spraw dyscyplinarnych dla nauczycieli czeka na wyjaśnienia, czy uczniowie nie zostali narażeni na utratę zdrowia. Tym wątkiem podróży zajmuje się prokuratura. Jeżeli śledczy uznają, że uczestnikom wyjazdu groziło niebezpieczeństwo, sprawą dyrektora szkoły i jednocześnie organizatora wyprawy może zająć się komisja dyscyplinarna przy wojewodzie dolnośląskim.
Jeżeli w trakcie postępowanie komisja ustali, że zdrowie uczniów było narażone, dyrektorowi grozi nawet zwolnienie z pracy.
W ubiegłym tygodniu prokuratura rozpoczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie wyjazdu licealistów. Prokuratura podkreśla, że nie jest to śledztwo i nie toczy się postępowanie przeciwko organizatorom wyjazdu. Prokurator sprawdzi, czy nie doszło do zagrożenia zdrowia i życia wielu osób w związku z tym wyjazdem i wówczas podejmie dalsze decyzje - mówi rzecznik prokuratury okręgowej Małgorzata Klaus. Poinformowała, że spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego to przestępstwo z art. 165 kk, które - popełnione nawet nieumyślnie - zagrożone jest karą do 3 lat więzienia.
Na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej rodzice i organizatorzy zapewniali, że wiedzieli o ryzyku, a uczniowie zostali odpowiednio przygotowani.
Moje dziecko brało udział po raz drugi w takim projekcie. Po przyjeździe dzieci były bardzo zadowolone - mówiła jedna z matek.
Obecna epidemia wirusa Eboli rozpoczęła się w marcu w Gwinei i rozprzestrzeniła się do Sierra Leone i Liberii. Przypadki zachorowań odnotowano też w Nigerii.
(mpw)