Rząd Republiki Irlandii przeprowadzi publiczną konsultację w sprawie proponowanego przez Unię Europejską zniesienia zmiany czasu między letnim a zimowym. W Irlandii, która dzieli się na Republikę i brytyjski Ulster, może to być szczególnie problematyczne. Wszystko z powodu brexitu.

Po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, Ulster znalazłby się w innej strefie czasowej niż Republika Irlandii, która pozostaje we wspólnocie.

Rząd w Dublinie nie jest zachwycony propozycjami Brukseli i wolałby nadal dwa razy w roku przestawać czas. Członkostwo w Unii może jednak zobowiązać go do zmiany stanowiska.

Publiczna debata będzie miała na celu poznanie opinii samych Irlandczyków. Na podstawie jej wyników władze w Dublinie zamierzają dyskutować o strefach czasowych z Brukselą.

Czas w przypadku brexitu jest zjawiskiem wielowymiarowym. Brytyjczycy i Irlandczycy borykają się z nieuchronnym terminem - negocjacje powinny zostać zakończone w tym roku, a Wielka Brytania opuścić Unię 29 marca 2019. Teraz czas w strefowym znaczeniu może jeszcze bardziej skomplikować zaistniałą sytuację.

Największym problemem pozostaje wciąż kształt unijnej granicy, która po brexicie przecinać będzie Irlandię. To jeden z głównych powodów, dla których negocjacje z Brukselą znalazły się w impasie. Unia Europejska chciałby, żeby granica ta przebiegała na Morzu Irlandzkim. Ulster mógłby wówczas pozostać w unii celnej i wspólnym rynku. Nie byłoby wtedy konieczności stworzenia fizycznej unijnej granicy z Republiką Irlandii.

Londyn odrzuca tę propozycję, ponieważ doprowadziłoby to de facto do odłączenia Irlandii Północnej od reszty Zjednoczonego Królestwa i spowodowałoby kryzys konstytucyjny. Utworzenie fizycznej granicy podważałoby także zasady swobodnego handlu na Zielonej Wyspie i negowało ustalenia Wielkopiątkowego Porozumienia, które po latach bratobójczych walk pogodziło irlandzkich katolików i protestantów.


(mpw)