Obywatele Wielkiej Brytanii opowiedzieli się w czwartkowym referendum za wyjściem z UE - wynika z opublikowanych w piątek rano przez komisję wyborczą ostatecznych wyników. Do Brexitu przygotowują się władze Wspólnoty, a rynki finansowe reagują spadkami.
Z opublikowanych w piątek rano wyników czwartkowego referendum wynika, że 51,9 proc. wyborców zagłosowało za opuszczeniem UE, a 48,1 proc. za pozostaniem we Wspólnocie.
Jak podała brytyjska komisja wyborcza, za Brexitem opowiedziało się ponad 17,4 mln osób, a za pozostaniem w Unii Europejskiej - 16,1 mln. Wielu zwolenników członkostwa w UE to mieszkańcy Szkocji i Irlandii Płn., w których przeciwnicy Brexitu zdobyli większość.
Niedługo po ogłoszeniu oficjalnych wyników szef rządu w Londynie David Cameron zapowiedział, że poda się do dymisji. Podkreślił, że do października ustąpi ze stanowiska.
Nie sądzę, by było właściwe, abym był kapitanem, który pokieruje naszym krajem do następnego punktu docelowego - powiedział Cameron dziennikarzom przed swoją siedzibą na Downing Street w Londynie. Dodał, że negocjacje w sprawie Brexitu powinny się rozpocząć pod rządami nowego premiera.
Komentując decyzję Brytyjczyków szef Rady Europejskiej Donald Tusk ocenił, że jest to historyczna chwila dla UE. Podkreślił jednocześnie, że nie ma obecnie czasu na histeryczne reakcje i zapewnił, iż Unia jest przygotowana na negatywny scenariusz.
Nie będę ukrywał, że życzylibyśmy sobie innego wyniku referendum. Jestem w pełni świadomy, jak poważny, a nawet dramatyczny to moment z politycznego punktu widzenia. Nie można przewidzieć wszystkich politycznych konsekwencji tego wydarzenia, szczególnie dla Wielkiej Brytanii - powiedział Tusk w piątek w Brukseli.
Tusk poinformował, że w minionych dniach rozmawiał ze wszystkimi przywódcami państw UE i przewodniczącymi unijnych instytucji o ewentualnym Brexicie. Dziś w imieniu wszystkich 27 przywódców mogę oświadczyć, że jesteśmy zdecydowani, by utrzymać jedność Unii 27 państw. UE tworzy ramy naszej wspólnej przyszłości - podkreślił.
Natomiast szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz poinformował, że we wtorek rano odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie Parlamentu Europejskiego, który przyjmie rezolucję podsumowującą wynik brytyjskiego referendum i nakreślającą dalsze kroki, jakie ma podjąć Unia Europejska. Według Schulza PE będzie odgrywał "aktywną rolę" w rozmowach dotyczących warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Chcemy, by był to proces konstruktywny. Potrzebujemy stabilności - podkreślił.
Premier Holandii, która przewodniczy obecnie Radzie UE, Mark Rutte zaapelował o szersze reformy UE w związku z Brexitem. Wyraził "głębokie ubolewanie" z powodu decyzji Brytyjczyków w czwartkowym referendum, ale podkreślił, że europejska współpraca musi być kontynuowana. Rutte dodał, że proces wychodzenia W.Brytanii z UE może rozpocząć się nie wcześniej niż po wyborach parlamentarnych w Niemczech zaplanowanych na jesień przyszłego roku.
W sobotę rano odbędzie się natomiast spotkanie ministrów spraw zagranicznych sześciu krajów stojących u źródeł Unii Europejskiej: Niemiec, Francji, Holandii, Włoch, Belgii i Luksemburga - zapowiedziało w piątek MSZ w Berlinie. Zaproszenie wysłał szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier. Oczekuje się, że tematem rozmów będzie Brexit.
Na rezultaty referendum zareagował także Biały Dom. Prezydent USA Barack Obama zapoznał się z wynikami brytyjskiego referendum w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej i przeprowadził w związku z tym konsultacje z premierem Cameronem. Choć zmienią się stosunki Zjednoczonego Królestwa z UE, nie zmieni się specjalna relacja, jaka łączy nasze kraje - powiedział Obama.
Po telefonicznej rozmowie z Cameronem Obama zapewnił też, że Unia Europejska "pozostanie jednym z nieodzownych partnerów" Ameryki.
Dodał, że Wielka Brytania zobowiązuje się do przeprowadzenia "uporządkowanego wyjścia z UE".
Wyniki czwartkowego referendum odbiły się na światowych rynkach finansowych. Na otwarciu giełd w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji odnotowano mocne spadki. Ucierpiało także Wall Street i polska giełda. Indeksy spadały też na największych giełdach Dalekiego Wschodu: w Japonii, Hongkongu, Korei Południowej oraz w Australii.
Agencja ratingowa Moody's przekazała w piątek, że wynik brytyjskiego referendum będzie miał negatywne konsekwencje dla ratingów kredytowych Wielkiej Brytanii oraz dla innych emitentów w tym kraju.
Wyniki referendum mogą mieć wpływ także na przyszły kształt terytorialny samej Wielkiej Brytanii. Niedługo po ogłoszeniu ostatecznych rezultatów głosowania były przewodniczący Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Alex Salmond podkreślał, że SNP prawdopodobnie będzie domagać się rozpisania nowego referendum ws. niepodległości Szkocji.
Racjonalnym wyjściem dla Szkocji byłoby nigdy nie opuszczać Unii Europejskiej - mówił Salmond stacji Sky News. Jego zdaniem przywódczyni SNP Nicola Sturgeon będzie dążyć do ogłoszenia nowego referendum ws. niepodległości Szkocji.
Jeszcze przed ogłoszeniem ostatecznych wyników przewodniczący największej północnoirlandzkiej partii narodowej Sinn Fein, Declan Kearney, ostrzegał, że jeśli okaże się, że Wielka Brytania opuści Unię Europejską, to brytyjski rząd "utraci wszelki mandat", by reprezentować interesy mieszkańców Irlandii Północnej.
Niespodziewanie niepodległości domagać zaczęli się także mieszkańcy Londynu. Ponad 40 tysięcy londyńczyków podpisało petycję, w której domagają się, by stolica Zjednoczonego Królestwa ogłosiła niepodległość i została w Unii Europejskiej.
"Londyn to międzynarodowe miasto i chcemy zostać w sercu Europy" - czytamy w petycji. "Trzeba przyznać, że nie zgadzamy się z resztą kraju. Więc zamiast pasywnie i agresywnie głosować w każdych wyborach jedni przeciw drugim, weźmy formalny rozwód i schrońmy się wśród naszych przyjaciół na kontynencie".
Z kolei burmistrz Khan opublikował komunikat, w którym zapowiada, że Londyn będzie brał udział w negocjacjach na linii Wielka Brytania-Unia Europejska dotyczących wyjścia Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty.
"To kluczowe, by Londyn miał swój głos podczas tych negocjacji, tak jak Szkocja i Irlandia Północna", które także głosowały za pozostaniem w UE - głosi oświadczenie.
Szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski uznał, że wynik referendum powinien być początkiem dyskusji nad kierunkiem zmian w UE. Trzeba się zastanowić nad przyszłością integracji europejskiej - powiedział PAP.
To oznacza inną Europę. Trzeba tę nową Europę wynegocjować. Po pierwsze trzeba wynegocjować ewentualny rozwód Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. Następnie trzeba wynegocjować nowy status Wielkiej Brytanii w relacjach z UE. Po trzecie być może UE, eurokraci, politycy europejscy przejdą fazę refleksji, w jakim kierunku rozwijać dalej Europę, aby nie doszło do następnych exitów - powiedział PAP Waszczykowski.
Jak zaznaczył, obecny dzień powinien być "dniem refleksji, poważnej dyskusji, czy kierunek zmian w UE, który był przewidywany wiele lat temu, koncepcja francusko-niemiecka, jest tym, którego Europa pożąda".
Były szef Światowej Organizacji Handlu (WTO) Pascal Lamy ocenił natomiast, że jest to "zły dzień dla Europy". Podkreślił, że w obliczu tego wydarzenia Wspólnota musi pogłębić unię gospodarczą i monetarną.
To zły dzień dla europejskiego marzenia. (...) To co należy teraz zrobić, to pogłębić gospodarczą i monetarną unię. To kierunek, w którym musimy zmierzać w 2018 i 2019 roku - przekonywał Lamy, który na przełomie lat 80. i 90. XX wieku kierował gabinetem politycznym ówczesnego przewodniczącego Komisji Europejskiej Jacques'a Delorsa.
Tymczasem premier Węgier uważa za największą naukę wynikającą z czwartkowego głosowania to, że Bruksela powinna usłyszeć głos ludzi. Zdaniem Orbana należy przeanalizować, jakie sprawy miały decydujące znaczenie w brytyjskiej debacie na temat członkostwa. Według niego takim tematem była imigracja.
Zaznaczył, że Brytyjczycy szukali odpowiedzi na pytanie, jak przeciwstawić się współczesnej wędrówce ludów, jak zachować własny los w swoich rękach, "jak zachować swoją wyspę". Według niego wygląda na to, że nie byli zadowoleni z polityki i ochrony, jaką w tej sytuacji oferowała im Unia Europejska.
O konieczności szybkiej reformy UE mówił natomiast premier Czech Bohuslav Sobotka. Ocenił on, że decyzja o Brexicie nie oznacza końca Unii Europejskiej. Jego zdaniem Wspólnota musi zgodzić się na "szybkie i racjonalne" wyjście Wielkiej Brytanii z UE.
UE musi szybko się zmienić. (...) Nie tylko dlatego, że Wielka Brytania ją opuszcza, ale ponieważ europejski projekt potrzebuje znacznie większego poparcia swoich obywateli. Europa musi być gotowa do działania, potrzebuje elastyczności, a także mniejszej biurokracji i znacznie większej wrażliwości dla różnorodności prezentowanej przez 27 państw członkowskich - tłumaczył Sobotka za pośrednictwem Facebooka.
Z kolei p.o. premiera Hiszpanii Mariano Rajoy zaapelował do rodaków o spokój w reakcji na referendum. Hiszpański rząd ze smutkiem przyjmuje do wiadomości wynik referendum. Teraz rząd brytyjski musi zdecydować o sposobie i momencie oficjalnego poinformowania Rady Europejskiej o decyzji Wielkiej Brytanii w sprawie opuszczenia Unii. Dopiero wtedy ruszy proces przewidziany w art. 50 unijnego traktatu, który reguluje dobrowolne opuszczenie Wspólnoty przez kraj członkowski - tłumaczył Rajoy na porannej konferencji prasowej.
Na Brexit zareagował także niemiecki biznes. Związek Przemysłu Niemieckiego BDI uznał w piątek decyzję o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE za polityczne i ekonomiczne osłabienie Niemiec i całej Wspólnoty. Zdaniem BDI UE musi stać się bardziej konkurencyjna i bardziej atrakcyjna dla obywateli.
(az)