Banki kuszą ofertami i jak Mikołaj rozdają prezenty. Reporterka RMF FM prześwietliła te "okazje" i policzyła rzeczywiste koszty rocznych kredytów na 1000 złotych. Wniosek jest prosty: święty Mikołaj powinien przynieść bankom rózgę za robienie klientom wody z mózgów.
Najmniej korzystnie wypadają najmocniej reklamowane pożyczki. Ich koszt realnie może być nawet 150 złotych wyższy niż koszt najtańszego kredytu na rynku. Często są to stare oferty, tyko opakowane w plakaty z choinką czy Mikołajem.
Trzeba też uważać na oferty z prezentami. W bankowości nie ma miejsca na dobre serce. Za te prezenty trzeba zapłacić i to z nawiązką. Często bardziej opłaca się wziąć kredyt bez prezentu, a gadżet po prostu kupić sobie w sklepie.
Do tego dochodzą bardziej skomplikowane triki: obniżka oprocentowania, bądź prowizji, ale często kosztem skorzystania z ubezpieczenia. Tak mieliśmy w zeszłym roku, kiedy wiele banków rezygnowało z prowizji pod warunkiem, że klient skorzystał z ubezpieczenia, chociażby od utraty pracy. Powodowało to, że kredyt wcale nie musiał być tańszy niż taki w standardowej ofercie - mówi analityk Michał Sadrak.
Nasza rada dla biorących kredyt: zastosujcie stary sposób - zapytajcie o wysokość miesięcznej raty, pomnóżcie przez liczbę miesięcy. Wtedy widać, ile bank chce na Was zarobić.
Jeśli bierzemy kredyt na 1000 złotych na 12 miesięcy i rata wynosi mniej niż 90 złotych, to trafiliśmy na jedną z najlepszych ofert na rynku. Nasz całkowity koszt kredytu to mniej niż 80 złotych. Jeśli bank będzie domagał się od nas 95 złotych co miesiąc, za pożyczkę policzy sobie w sumie 140 złotych. Jeśli rata przy takiej pożyczce przekracza 100 złotych - uciekajmy z tego banku, bo chce nas oskubać! Za pożyczenie pieniędzy liczy sobie aż 200 złotych.