Śmierć Osamy bin Ladena ma głównie wartość symboliczną. Znacznie ważniejsze byłoby schwytanie Jemeńczyka Anwara al-Awlakiego, który odgrywa o wiele większą rolę w międzynarodowym dżihadzie - uważa James Blitz, publicysta "Financial Times".
Od kilku lat Osama pozostawał w cieniu ok. 200 członków Al-Kaidy aktywnych na pograniczu afgańsko-pakistańskim, zaś tzw. twardy rdzeń Al-Kaidy nie był zdolny do większych działań operacyjnych na międzynarodową skalę - powiedział Blitz.
Bin Laden od pewnego czasu nie był dużym zmartwieniem zachodnich wywiadów. Zachodnie służby wywiadowcze niepokoi natomiast Al-Kaida na Półwyspie Arabskim, której bazą jest Jemen - dodał publicysta.
Według Blitza jemeński oddział Al-Kaidy ma groźnego przywódcę w osobie Anwara al-Awlakiego, który mówi biegle po angielsku z amerykańskim akcentem, ponieważ przez dłuższy czas mieszkał w USA. Ponadto Awlaki jest fanatycznym kaznodzieją i potrafi korzystać z nowoczesnych technologii komputerowych. Nazywa go mózgiem stojącym za nieudanymi, choć potencjalnie groźnymi, zamachami terrorystycznymi na samolot podchodzący do lądowania na lotnisku w Detroit w grudniu 2009 roku i bombami umieszczonymi w drukarkach komputerowych znalezionych w ubiegłym roku na lotnisku East Midlands.
Wprawdzie Osama był symboliczną postacią, a jego śmierć wesprze politycznie Baracka Obamę w USA, to jednak problem globalnego dżihadu nie został rozwiązany. W Jemenie, Somalii i państwach Maghrebu wciąż są grupy zdolne do ataku - podsumował Blitz.