Pieniądze od Amber Gold miały zostać przeznaczone na usługi sponsorskie, a nie na zrealizowanie kolejnych scen filmu Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie - informuje tygodnik "Wprost". Film owszem, miał powstać, ale... reklamowy.
Jak miała wyglądać reklamówka? Andrzej Wajda wsiada do samolotu OLT Express, leci, wysiada, Robert Więckiewicz leci tymi liniami, wysiada. Do tego urywki z planu "Wałęsy", być może krótka wypowiedź reżysera. Wszystko po zmontowaniu miało trwać minutę i sławić dobre imię Amber Gold i Marcina P.
Dziennikarze tygodnika ustalili, że wydrukowano nawet ulotki, plakaty, teczki do materiałów promocyjnych. A wszystko reklamujące gdańską piramidę finansową. Ponadto trwały przygotowania do negocjacji umowy Amber Gold z Akson Studio. Nieoficjalnie ludzie z produkcji przyznają, że gdyby nie społeczno-medialna nagonka i publiczne nawoływanie Lecha Wałęsy, by "Wajda zdjął z niego to odium" i wyjaśnił sprawę pieniędzy Amber Gold, nie byłoby mowy o jakichkolwiek zwrotach. My działaliśmy zgodnie z prawem - zapewnia Michał Kwieciński, szef Akson Studio, firmy produkującej "Wałęsę" Wajdy.
W rozmowie z "Wprostem" zaznacza, że z pieniędzmi Amber Gold nie chce mieć już nic wspólnego. A te leżą na koncie i czekają, aż je ktoś zabierze zgodnie z odpowiednimi procedurami. Kiedy? Podobno w październiku. Konto jest nieoprocentowane. Depozytowe.
Na razie do Aksonu zgłosiło się z roszczeniami ponad 80 osób - klientów "złotej" firmy. Pismo przesłał także komornik. Zażądał podania numerów kont i poinformował, że zamierza je zająć. Niektórzy poszkodowani wyobrażają sobie, że ja tu będę siedział przy kantorku, oni będą przynosić umowy z Amber Gold, a ja będę odhaczał nazwiska i wypłacał pieniądze. Otóż, nie ma takiej prawnej możliwości - zaznacza Michał Kwieciński. Dodaje, że osobą, która obecnie sprawuje pieczę i dysponuje majątkiem Amber Gold, jest ustanowiony przez sąd nadzorca przymusowy. Nie ja będę decydował, w czyje ręce trafią środki, które dostaliśmy od Amber Gold. My z tymi pieniędzmi nie chcemy już mieć nic wspólnego - twierdzi Kwieciński.