Zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich w Oberstdorfie w ten weekend mogą być dla reprezentacji Norwegii "teatrem absurdu" - tak miejscowe media komentują konflikt pomiędzy zawodnikami, trenerem Alexandrem Stoecklem i federacją. Wciąż nie wiadomo, kto pojedzie do Niemiec.
Powodem jest list skoczków do federacji narciarskiej (NSF), w którym wykazali niezadowolenie z pracy trenera i potrzebę natychmiastowego zbudowania nowego zespołu z innymi osobami.
W poniedziałek po powrocie z zawodów PŚ w Sapporo już na lotnisku w Oslo spotkali się ze Stoecklem, którego NSF nie chciała mieć w Japonii. Wynik rozmów nie został ujawniony.
Decyzję o tym, kto będzie reprezentował Norwegię na każdych kolejnych zawodach podejmuje trener i zostaje zwykle ogłoszona we wtorek po treningu. W obecnej sytuacji żaden ze skoczków kadry A nie może być pewny startu w Oberstdorfie, ponieważ oceniając aktualną dyspozycję często dajemy szansę młodszym zawodnikom - powiedział szef norweskich skoków Clas Brede Brathen dziennikowi "Dagbladet".
Gazeta określiła sytuację jako "teatr absurdu", ponieważ "trudno wyobrazić sobie Stoeckla machającego chorągiewką skoczkom, którzy go już nie chcą i ogłosili, że nie mają do niego zaufania".
Ja i Alexander planujemy być na miejscu w Oberstdorfie, lecz decyzje zapadają w federacji - dodał Brathen, który po 20 latach pracy podał się już do dymisji i zakończy pracę z końcem sezonu.
Stoeckl prowadzi Norwegię od 2011 roku i jego obecny kontrakt podpisany w maju 2022 wygasa dopiero po zimowej olimpiadzie we Włoszech w 2026 roku.
Jak ujawnił kanał telewizji NRK, austriacki szkoleniowiec otrzymał w środę od NSF propozycję rozpoczęcia negocjacji dotyczących zakończenia pracy z reprezentacją i wysokością odprawy, lecz odmówił i wynajął adwokata.
Teatr dalej trwa, zwłaszcza że poza Brathenem wszystkie strony konfliktu, a przede wszystkim NSF, odmawiają komentarzy i sytuacja robi się wręcz dziwna - skomentował "Dagbladet".