24 lutego 2024 to druga rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Za naszą wschodnią granicą nieustannie cierpią nie tylko walczący, ale również cywile. Jak aktualnie wygląda niesiona im pomoc? "Oni chcą być w swoich domach, ale chcą mieć wsparcie" - mówiła w Radiu RMF24 Małgorzata Olasińska-Chart, dyrektorka programu pomocy humanitarnej Polskiej Misji Medycznej.
24 lutego 2022 roku, o trzeciej nad ranem, uderzyła armia Władimira Putina. Moment, w którym świat ogarnęła informacja o wybuchu wojny, utrwalił się pamięci każdego z nas. Jak zapamiętała go Małgorzata Olasińska-Chart, dyrektorka programu pomocy humanitarnej Polskiej Misji Medycznej?
Wszystkie nasze telefony stacjonarne, komórkowe, grzały się do czerwoności. Miałam setki nieodebranych połączeń, informacji na WhatsAppie. Mnóstwo ludzi dzwoniło do Polskiej Misji Medycznej, a także dużo firm, instytucji zgłosiło się z chęcią pomocy do naszego biura - wspominała.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Prowadzący rozmowę Paweł Balinowski zwrócił uwagę, że poza walczącymi na froncie, cierpią również cywile. Jak ich sytuacja wygląda obecnie? Rozmówczyni przyznała, że na terenach przyfrontowych znajdują się ludzie, którzy wciąż potrzebują pomocy.
Trzeba pamiętać, że teraz, kiedy w zasadzie większość wojen toczy się poza gruntem, akurat tutaj jest pełnoskalowa ofensywa, ale drony, lotnictwo, precyzyjne ataki generują olbrzymie straty w ludności cywilnej, nie w żołnierzach - wyjaśniła. Jak dodała, Ukraina walczy też na regularnym froncie i to właśnie w pobliżu linii frontu, Polska Misja Medyczna prowadzi program klinik mobilnych. Docierają one z pomocą medyczną do cywilów, którzy nie mogli opuścić wschodu czy południa Ukrainy.
To przede wszystkim osoby mało mobilne, czyli osoby starsze, niepełnosprawne, kobiety w ciąży, matki z kilkorgiem dzieci, których mężowie są na froncie, bądź poza Ukrainą i szukają miejsca, by wspomóc rodzinę, która musiała zostać wewnątrz kraju. Docieramy do tych najsłabszych grup społecznych - mówiła Małgorzata Olasińska-Chart.
Jak bezpiecznie dotrzeć z pomocą do tych, którzy jej potrzebują? Dyrektorka programu pomocy humanitarnej Polskiej Misji Medycznej przyznała, że logistycznie jest to bardzo trudne. Niezbędny okazuje się system sprawdzania warunków bezpieczeństwa w miejscach, gdzie dojeżdżają kliniki mobilne.
Codziennie trzej oficerowie, którzy są zaangażowani w monitoring działań wojennych i informacje z ONZ dotyczące bezpieczeństwa w tej części kraju, gdzie jesteśmy, czyli w obwodzie charkowskim i sumskim, wydają zgody na wyruszenie naszych ambulansów w miejsca, gdzie cywile potrzebują pomocy - wyjaśniła rozmówczyni Piotra Balinowskiego.
Trzeba pamiętać, że w naszych klinikach mobilnych są lekarze, pielęgniarki, farmaceuta, ale także duże ilości leków. Mamy też mobilne laboratorium, które jeździ z klinikami mobilnymi i służy jako laboratorium diagnostyczne do szybkiego postawienia właściwej diagnozy przez lekarza pierwszego kontaktu i doboru leczenia - dodała dyrektorka.
Czego najbardziej brakuje ludziom mieszkającym we wspomnianych obwodach? Małgorzata Olasińska-Chart przywołała brak bezpiecznego schronienia i pomocy medycznej.
Ukraina daje sobie radę z żywnością, dostępem do wody. Jest jednak strach towarzyszący kolejnemu dniu, gdzie trwają naloty rosyjskiej armii, gdzie front przesuwa się o kilka kilometrów, a to już jest zagrożenie dla kolejnych tysięcy ludzi, jest taką pierwszą obawą wszystkich, którzy tam mieszkają, a także obawą naszego personelu medycznego - powiedziała.
Ukrainkom i Ukraińcom potrzebna jest także pomoc psychologiczna. Rozmówczyni Piotra Balinowskiego przyznała, że wśród specjalistów przemieszczających się w klinikach mobilnych, nie zabrakło psychologa.
W trakcie badania potrzeb ludzi w obwodzie charkowskim i sumskim okazało się, że olbrzymia ilość osób, które zostały w tych terenach, potrzebuje wsparcia psychologicznego. Ci ludzie poprosili o terapie, o spotkanie ze specjalistą, z którym mogliby porozmawiać o problemach traumy, która spotyka ich każdego dnia - dodała dyrektorka.
Prowadzący zapytał o możliwość ewakuacji osób, które chcą wyjechać z terenów w pobliżu frontu. Małgorzata Olasińska-Chart wyjaśniła, że organizacja nie prowadzi takich działań. Nie proszą o nie również mieszkańcy Ukrainy.
Oni chcą być w swoich domach, ale chcą mieć wsparcie (...), więc przede wszystkim pomoc medyczna, ale kiedy widzimy ciężkie przypadki, które wymagają skierowania do szpitala, to tym również się zajmujemy - tłumaczyła. Jak dodała, organizacja nigdy nie zbliża się do miejsc, które mogą być niebezpieczne dla personelu medycznego i wolontariuszy.
Małgorzata Olasińska-Chart powiedziała, że w ciężkich przypadkach związanych z odniesionymi ranami, chorobami czy infekcjami dzieci, organizacja zajmuje się także transportem do szpitala. Paweł Balinowski zapytał swoją rozmówczynię, jak wygląda kwestia dostępności placówek medycznych znajdujących się w pobliżu linii frontu.
Ponad 280 instytucji medycznych zostało zniszczonych przez Rosjan na terenie Ukrainy i oczywiście, największa ich liczba to jest wschód i południe Ukrainy. W związku z tym często odległość do szpitala, który ma pełne wyposażenie i wszystkie oddziały niosące pomoc, to kilkadziesiąt kilometrów. Często jest to odległość nie do przebycia dla ludzi z obwodu charkowskiego i wtedy taką pomoc, taki transport organizujemy - wyjaśniła.
Pomoc Ukrainie jest i nadal będzie niezwykle potrzebna, ponieważ skala zniszczeń i ludzkiej krzywdy się nie zmniejsza. W jaki sposób można wspomóc organizację niosącą wsparcie poszkodowanym?
Zbieramy tylko fundusze. Na stronie Polskiej Misji Medycznej www.pmm.org.pl bądź na Facebooku Polska Misja Medyczna można znaleźć informacje, jak wesprzeć nasze działania w Ukrainie, pomoc medyczną dla kobiet, dzieci, osób starszych - powiedziała dyrektorka programu pomocy humanitarnej PMM.
Małgorzata Olasińska-Chart dodała, że za zebrane fundusze na miejscu kupowane są leki i środki medyczne. Opłaca się także pracę klinik mobilnych czy pomocy neonatologicznej w 10 szpitalach noworodkowych w Ukrainie.
To jest nasz bardzo ważny projekt wspierający noworodki, głównie wcześniaki, które też z powodu traumy ich matek rodzą się wcześniej i są w zagrożeniu życia - wyjaśniła rozmówczyni Pawła Balinowskiego.
Natychmiast po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę byliśmy świadkami chwytającego za serce zrywu. Ludzie chętnie pomagali, przynosili żywność, artykuły medyczne, wpłacali pieniądze i przyjmowali do swoich domów osoby, które musiały uciekać z Ukrainy. Czy wśród Polaków nastąpiło zmęczenie wojną, a zainteresowanie udzielaniem pomocy jest mniejsze?
Na pewno tak. Polacy też borykają się ze swoimi problemami finansowymi. Wiemy, że koszty życia są bardzo wysokie i rosną. Stąd pierwsza olbrzymia fala pomocy, otwarcie serc, solidarność, zapał, na pewno już minęły. Jednak jest to normalna psychologiczna reakcja. Trudno być na wysokim C przez dwa lata - stwierdziła Małgorzata Olasińska-Chart. Dodała jednak, że pomoc Polaków nie ustała całkowicie.
Polacy zostają z nami, wciąż wspierają Polską Misję Medyczną i mimo że nie przychodzą już do biura, nie dzwonią bez przerwy, nie przynoszą bandaży czy leków, to jednak zostali z nami jako indywidualni darczyńcy i za to im bardzo dziękujemy - mówiła na antenie Radia RMF24. Rozmówczyni Pawła Balinowskiego zgodziła się ze stwierdzeniem, że najlepszy magazyn pomocy humanitarnej i medycznej to pusty magazyn - taki, z którego wyjechały już leki.
Co roku w Nowy Rok składamy sobie życzenia, żeby ten rok był bezpieczny, spokojny i stabilny i żeby nie zaskoczyło nas żadne nieszczęście. Nie tylko wojna, ale też trzęsienie ziemi czy tsunami - dodała na koniec rozmowy Małgorzata Olasińska-Chart, dyrektorka programu pomocy humanitarnej Polskiej Misji Medycznej.
Opracowanie: Milena Brosz