"Zapis w prawie to jedna kwestia, a to, jak ten zapis będzie egzekwowany w praktyce i to, co z tym zrobią użytkownicy, to druga kwestia" - tak wejście w życie aktu o usługach internetowych komentował dr Miłosz Babecki, medioznawca z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Dzisiaj w życie wchodzą przepisy zawarte w akcie o usługach internetowych (DSA - Digital Services Act), które mają zmusić największe platformy internetowe działające w Unii Europejskiej do aktywnego zwalczania oraz usuwania szkodliwych i nielegalnych treści. Chodzi o zawartość taką jak mowa nienawiści, materiały zawierające przemoc czy fake newsy. Przepisy będą dotyczyć różnych platform, np. TikToka, Facebooka czy TouTube.
Problem w zakresie pojawiania się nieodpowiednich treści w Internecie jest bez wątpienia bardzo duży. Jednak, zdaniem eksperta, wejście w życie unijnych przepisów go nie rozwiąże. Dr Miłosz Babecki wskazuje na to, że w regulaminach największych portali i tak znajdują się długie ustępy zabraniające publikowania określonej zawartości. Są one regularnie łamane przez użytkowników.
To, że coś się pojawia w sieciach społecznościowych, nie do końca wynika z tego, że te sieci zostały źle zaprojektowane. Powodem jest to, że pewna grupa użytkowników chce lokować tam treści, które nie odpowiadają regulaminowym zapisom - wyjaśnia gość internetowego Radia RMF24.
Medioznawca opisuje dwie metody, z których wielkie platformy korzystają, aby odsiać to, czego nie powinno na nich być. Pierwsza z nich, ta bardziej tradycyjna, opiera się na ludzkiej pracy i wymaga ręcznej interwencji. To jest biuro, duża sala, w której siedzi bardzo wielu ludzi przy bardzo wielu komputerach i oni muszą obejrzeć coś i stwierdzić, że to jest niezgodne z regulaminem tej czy innej platformy społecznościowej - wyjaśniał.
Druga metoda polega na wykorzystaniu najnowszych technologii. Proces jest automatyzowany poprzez użycie sztucznej inteligencji. Już od kilku lat słyszymy np. o tym, że sztuczna inteligencja jest wykorzystywana do filtrowania treści na Facebooku - mówi dr Miłosz Babecki. Droga ta nie jest jednak niezawodna.
Ekspert poddaje w wątpliwość zdolność Unii Europejskiej do wyegzekwowania przestrzegania zapisów DSA. Zwraca uwagę na gigantyczne możliwości finansowe, które stoją za największymi technologicznymi firmami. Spory prawne między big-techami a UE, jego zdaniem, nie muszą koniecznie zakończyć się zwycięstwem strony unijnej.
Medioznawca zwraca uwagę również na inną kwestię. Ci, którzy prawo uchwalają, często bardzo płytko korzystają z mediów społecznościowych. Nie potrafią powiedzieć np. jak działają systemy, algorytmy mediów społecznościowych i w praktyce są takimi klikaczami-populistami. Są bardzo mocno przekonani, że świat wygląda w jakiś sposób, ale nie potrafią potem przełożyć tego na różne mechanizmy pozwalające egzekwować prawo - powiedział.
Problem z nieodpowiednimi treściami na platformach internetowych powiązany jest także z postawą ich użytkowników. Duża część mechanizmów, które mają na celu usuwanie szkodliwej zawartości, uzależniona jest od reakcji osób, które korzystają z danego portalu. Mają oni możliwość zgłoszenia niewłaściwych treści. Nie zawsze jednak to robią.
Dopóty my sami nie będziemy mieć poczucia, że treść w Internecie powinna być treścią wysokiej jakości, to niestety żaden system komputerowy w skali ogólnoświatowej, ogólnoeuropejskiej czy nawet ogólnonarodowej za nas tego problemu nie rozwiąże - puentuje gość internetowego Radia RMF24.