"Brak szybkiego wyjaśnienia tej sytuacji powoduje ferment. Służby rosyjskie w tym wypadku, w moim przekonaniu, nie zadały sobie żadnego wysiłku, tylko cieszą się z tego powodu, że ktoś tak nieudolnie wyjaśnia przez właściwie już kilka dób sprawę, gdzie wystarczyło po prostu pojechać, przekazać jasny, przejrzysty komunikat dla mediów i pewnie problemu by nie było. I niech to robi osoba kompetentna, nie polityk, który nie ma o tym pojęcia"- mówił w Radiu RMF24 generał Roman Polko, były dowódca GROM. Tomasz Weryński rozmawiał z nim pocisku znalezionym w lesie koło Bydgoszczy.
Policja, żandarmeria wojskowa, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, prokuratorzy i eksperci badają, co wydarzyło się w lesie koło Bydgoszczy.
W ten sposób buduje się chaos i panikę. Jeżeli wiemy, że to jest pocisk klasy powietrze-ziemia, to niekoniecznie musiał przylecieć z Federacji Rosyjskiej czy z linii walki. Trzeba pamiętać, że mamy też samoloty MiG-29, które mają pociski rakietowe tej klasy na swoim wyposażeniu. Być może prowadzone były jakieś szkolenia, chociażby nawet dla Ukraińców albo nawet i polskich pilotów. To wszystko należy tak naprawdę wyjaśnić. Rzeczywiście tych rakiet, które mogą być podwieszane pod ten samolot jest wiele. Mamy dużo postsowieckiego uzbrojenia, stąd też te napisy cyrylicą nie powinny powodować strasznej paniki - mówił gen. Polko.
Czy coś mogło odpaść z MiG-ów 29 czy Su-22? Generał uważa, że w takiej sytuacji powinien wypowiedzieć się wyspecjalizowany w tej dziedzinie ekspert. Od czasu podania informacji przez tabloidy upłynęło już sporo czasu.
Uważam, że w takiej sytuacji powinien się wypowiedzieć jakiś przedstawiciel sił powietrznych, bo jeżeli to jest rzeczywiście ten kierunek, to myślę, że społeczeństwo chciałby usłyszeć jakiegoś majora, bo lepiej się na tym pewnie zna niż niejeden generał, który powie, że tego typu klasy uzbrojenie tam jest. W zasadzie powinien spojrzeć i powiedzieć od razu co to jest, a tak to kalkulujemy, czy to jakiś obiekt kosmiczny, czy UFO - mówił.
Jeżeli coś odpadło ze wspomnianych samolotów, od razu wie o tym pilot. W praktyce bywa bardzo różnie. Brak właściwej reakcji w takiej sytuacji nakręca atmosferę strachu.
Pilot od razu o tym wie i pewnie podejmowane są działania, żeby rzeczywiście ten obiekt znaleźć, zabezpieczyć. To jest kwestia też taka, czy był uzbrojony, czy był niebezpieczny i czy też należałoby o tym informować lokalne władze administracyjne, które pomagają w takich akcjach poszukiwawczych i są po prostu ostrzeżone, że takie zdarzenie miało miejsce. Brak takiej właściwej reakcji potęguje atmosferę, a człowiek z pistoletem, który nie wydaje mi się zbyt kompetentny w tych sprawach, pan minister Ziobro, okazuje się ekspertem w dziedzinie niewybuchów czy niezidentyfikowanych obiektów - mówił.
Wśród teorii, które funkcjonują, jest taka, że coś przyleciało z obwodu kaliningradzkiego, ale ten znajduje się jakieś 350 kilometrów od granicy. Białoruś jest jeszcze dalej, nie mówiąc o Ukrainie. Czy coś mogło przelecieć taki dystans nie zauważone?
Raczej nie była to rakieta balistyczna, a one mają takie zasięgi rzędu kilku tysięcy kilometrów. Właśnie w tym celu mamy chociażby te niemieckie baterie Patriot, amerykańskie, polskie, które śledzą, obserwują przestrzeń powietrzną i tego typu rakiety po prostu byłyby niszczone. Ten system monitoringu przestrzeni powietrznej jest rzeczywiście wzmocniony ze względu na to, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Też jestem przekonany, że nie byłoby tak, że jakaś obłąkana rakieta w sposób niezauważony przez te szpiegowskie samoloty chociażby spadła gdzieś koło Bydgoszczy - mówił generał.
Pojawiła się też teoria, że może jest to działalność rosyjskich służb, które np. podrzuciły rakietę, jakiś pocisk, żeby rozpocząć dyskusję na temat tego, czy jesteśmy bezpieczni, czy nasza obrona przeciwlotnicza funkcjonuje właściwie, żeby zasiać panikę.
Brak szybkiego wyjaśnienia tej sytuacji powoduje ferment. Służby rosyjskie w tym wypadku, w moim przekonaniu, nie zadały sobie żadnego wysiłku, tylko cieszą się z tego powodu, że ktoś tak nieudolnie wyjaśnia przez właściwie już kilka dób sprawę, gdzie wystarczyło po prostu pojechać, przekazać jasny, przejrzysty komunikat dla mediów i pewnie problemu by nie było. I niech to robi osoba kompetentna, nie polityk, który nie ma o tym pojęcia - mówił.
Do głowy przychodzą wydarzenia z Przewodowa, gdzie od wybuchu rakiety zginęły dwie osoby. Tam również bardzo długo nie wiedzieliśmy, co się faktycznie wydarzyło.Nie może być tak, że debatują, spotykają się w zaciszu gabinetów i nie ma informacji, konkretnego komunikatu. Dopuśćmy do głosu ludzi, którzy się na tym znają. Wystarczy pilot czy technik, który zajmuje się podwyższaniem uzbrojenia pod samoloty. Pojedzie, popatrzy, pewnie miał z tym nieraz do czynienia. Od razu powie, o co chodzi, a nie w ten sposób potęgujemy czy budujemy taką atmosferę paniki - mówił Roman Polko.
Opracowanie: Emilia Witkowska